Maraton z ostatniego miejsca. „Lepiej wystartować i dobiec na końcu, niż nigdy nie podjąć wyzwania”
Opublikowane w pon., 02/06/2014 - 09:28
– Jaki jest sens tak cierpieć? – pyta z kolei inny kibic, kiedy obok Błoń przebiega starszy Pan z Wysp Brytyjskich, któremu na twarzy maluję się obraz rozpaczy, męki i cierpienia. Zgięty w pół, z nogą przeprostowaną w kolanie, prawdopodobnie kontuzjowaną, co rusz zwalnia do marszu, zrywa się, by za moment znowu opaść z sił, oprzeć ręce na udach. Jego walka jest heroiczna, ale za moment świadomie zdejmuje pasek z numerem startowym i schodzi na ukos przez ulicę do karetki. Dalej już nie pobiegnie.
Wielkie święto biegów maratońskich ostatnich zawodników często nie dotyczy. Na trasie Cracovia Maraton już po 5 godzinach nie ma zespołów zagrzewających śpiewem i muzyką do walki, nie ma kibicujących szkół, nie ma tysięcy ludzi brawami i okrzykami dopingujących amatorów.
Tuż za ostatnią zawodniczką, a często i przed nią, uwijają się w ukropie służby techniczne ściągające barierki. Ulice w okolicach punktów odżywczych omiatają już czyszczarki. To chyba prawdziwa samotność długodystansowca? – zagaduję do pana Pawła, który biegnie na wynik w okolicach 5h50min, a obecnie zatrzymał się na chwilę na punkcie odżywczym. Przed nim na kilometrowej prostej nie ma nikogo. Za plecami dopiero gdzieś za zakrętem ktoś się wyłania. Odpowiada z uśmiechem – Przyzwyczaiłem się. Biegam najczęściej maratony za granicą i tam cała infrastruktura maratonu żyje i jest głośna przez równe sześć godzin. U nas jeszcze tak nie ma. Ale to walka samego ze sobą.
Przysłuchuję się rozmowom ostatnich kibiców na trasie. Zazwyczaj podziwiają, zagrzewają, nawet wdają się z zawodnikami w krótkie pogawędki. – Brawo, brawo! Ile pan ma lat? – krzyczy jedna z Pań w okolicach Podgórza. – 68 – odpowiada biegacz. – Ale ciałem i duchem 30 latek. Brawo! Ze strony biegacza duży uśmiech, na słowa nie ma już sił. Heroizm, bohaterstwo, wielka odwaga – te słowa padają na ulicy często. Tak jak inna fraza, którą słyszę z ust Tomasza Zimocha, speakera maratonu, gdy na metę wpada Jan Stachow, rocznik 1929 – Lepiej wystartować i dobiec na końcu, niż nigdy nie podjąć wyzwania.
AB