Polsko-czeski Półmaraton Kietrz & Rohov na bogato [ZDJĘCIA]

 

Polsko-czeski Półmaraton Kietrz & Rohov na bogato [ZDJĘCIA]


Opublikowane w sob., 07/06/2014 - 20:30

Do dzisiejszej polsko-czeskiej imprezy biegowej pasuje z pewnością popularny ostatnio zwrot: na bogato! I to pod każdym względem. Trudno znaleźć bieg, który nie miałby żadnych wad i niedociągnięć, ale tym razem chyba się udało. W Kietrzu wszystko było dopięte na ostatni guzik, zorganizowane, otwarte na biegaczy i wprost idealne. No, chyba, że weźmiemy pod uwagę upalną pogodę, która dała się we znaki zawodnikom, ale to przecież od organizatorów niezależne.

W szkole, w której zorganizowano biuro zawodów od 7:00 kręcili się wolontariusze, zawodnicy i sam dyrektor biegu Andrzej Wójtowicz, który zagadywał biegaczy, dopytywał czy wszystko w porządku i zapraszał na poczęstunek złożony z kawy i ciastek. Słynne kietrzańskie pakiety zapakowano w gigantyczne torby na zakupy. Wielu uczestników reagowało na nie zdziwieniem.

– Kiedy znajomi powiedzieli, że mamy jechać do Kietrza autem z dużym bagażnikiem, to myślałam, że żartują… A tu faktycznie! – emocjonowała się jedna z zawodniczek, dźwigając dwie wypakowane torby, swoją i męża. Wewnątrz spory i naprawdę elegancki dywanik łazienkowy, ręcznik z logo biegu, bandana, poduszka, smycz i cała bateria napojów, od izotoniku, przez piwo, do kawy (w paczce, oczywiście). Jakoś nikt nie narzekał, że nie ma koszulek, wszak każdy startujący od czasu do czasu biegacz ma ich pół szafy.

Start usytuowano… w polu. Dzielący go od biura zawodów dystans około kilometra można było pokonać w uroczystym pochodzie prowadzonym przez mażoretki z Branic - mistrzynie Europy i wicemistrzynie świata! Strzał do startu padł z armaty dzięki obecności Bractwa Kurkowego. Naprawdę niezwykła oprawa.

Trasa również była wyjątkowa. Po pierwsze, choć był to bieg uliczny (85% nawierzchni asfaltowej), tylko ostatni kilometr wiódł przez Kietrz a wcześniej przebiegało się przez polskie i czeskie miasteczka. Poza tym pola, pola i jeszcze raz pola. Od czasu do czasu zdarzały się zadrzewienia ratujące zawodników cieniem. Temperatura sięgała 30 stopni w cieniu, rozgrzany asfalt parzył. Nikt nie ucierpiał z powodu pogody, dzięki zapobiegliwości organizatorów, za co należą się im gorące brawa.

Punkty z wodą miały być rozmieszczone co 2,5 km, ale można było odnieść wrażenie, że zdarzały się nawet częściej. Cała armia wolontariuszy podawała kubeczki i gąbki – we wsiach, ale też w szczerym polu. Jeden z punktów mieścił się dokładnie na granicy czesko-polskiej. W kilku miejscach trasy ustawiono też kurtyny wodne.

Trasa na pewno nie należała do łatwych, podbiegi zdawały się nie mieć końca a za każdą górą pojawiała się kolejna. Ciekawostką były oznaczenia kilometrowe, które pokazywały odległość do mety. Były też intensywnie żółte, widoczne z daleka i rozmieszczone z perfekcyjną regularnością. – Na początku nie mogłam się połapać, o co chodzi – mówiła Patrycja. – Po starcie zobaczyłam „20 km” i myślałam, że będziemy wracać tą samą drogą i te znaczniki tyczą się właśnie powrotu. Potem się zorientowałam, że to odległość do mety. Przyjemnie było patrzeć jak maleje, to było bardzo budujące.

Chociaż w większości biegło się wśród pól, tam, gdzie tylko były jakieś zabudowania, ich mieszkańcy tłumnie wychodzili na ulice, żeby dopingować zawodników. Przed domy wystawiano ławki i krzesełka, każdy biegacz mógł liczyć na kilka oklasków czy dobre słowo. – Takiego dopingu się nie spodziewałem – mówił po biegu pan Adam. – A było bardzo trudno, przez pogodę i podbiegi. Kibice na trasie pozwalali biec dalej, motywowali.

Kolejny wielki plus dla organizatorów biegu należy się za posiłek regeneracyjny. Chociaż na mecie każdy dostał banana i 1,5 litra wody, w namiocie kawałek dalej czekała zupa, kiełbasa z bułką i kolejna butelka napoju. Przygotowano tyle stołów i ław, że nikomu nie brakowało miejsca, namiot zapewniał ochronę przed słońcem a dodatkowo było z niego widać scenę.

Na niej przeprowadzono najlepiej zorganizowaną dekorację zwycięzców w historii biegów ulicznych. Chociaż kategorii było ponad 20 (open, wiekowe, najszybsi Czesi, mieszkańcy Kietrza, niepełnosprawni, samorządowcy, dyrektorzy biegów, europejska, drużynowa, najstarsi zawodnicy), wszystko szło sprawnie i ekspresowo. Wręczono puchary, rozlosowano wiele atrakcyjnych nagród i… powrócono do pikniku.

Na swój bieg czekały jeszcze dzieci oraz początkujący biegacze – o 15:00 odbył się VII Bieg Będziemy Maratończykami na krótszym dystansie. Czy trzeba wspominać, że po nich odbyło się jeszcze drugie losowanie nagród? Naprawdę było „na bogato”.

Wyniki biegu znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.

KM

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce