Ron Hill: 48 lat prawie bez dnia, w którym by nie biegał
Opublikowane w pon., 10/12/2012 - 16:23
Ronald „Ron” Hill to jeden z pionierów biegów maratońskich w Wielkiej Brytanii, drugi człowiek na świecie, który przekroczył barierę 2:10 na tym dystansie i dwukrotny mistrz Europy w maratonie. Chociaż lata świetności ma już dawno za sobą, co oczywiste, biorąc pod uwagę, że w tym roku skończył 74 lata, to jednak nadal pozostał bardzo niezwykłym człowiekiem.
Aby odpowiedzieć na pytanie dlaczego, należy cofnąć się do 20 grudnia 1964 r. W tym czasie zespół The Beatles zdobywał listy przebojów utworem „IFeel Fine”, a w telewizji były tylko 2 kanały. Hill wtedy miał 24 lata, był świeżo upieczonym olimpijczykiem, który 2 miesiące wcześniej reprezentował Wielka Brytanię na olimpiadzie w Tokio. Tego dnia Brytyjczyk rozpoczął swój życiowy maraton ? la Forrest Gump. Od tej daty, przez kolejne 48 lat, nie licząc 11 dni, Ron Hill przebiegał codziennie przynajmniej 1 milę! Jak sam obliczył, do 9 grudnia 2012 biegał 17 546 dni pod rząd. To z kolei przenosi się na dystans 157 000 mil (251 200 kilometrów), a to oznacza, że łącznie obiegł kulę ziemską już 6-krotnie i pokonał ponad połowę odległości z Ziemi na Księżyc. „Chyba już niestety nie zdołam dobiec do Księżyca” – śmieje się sam zainteresowany. W odróżnieniu od ForrestaGumpa Hill nie przestaje biegać. Obecnie, północna Anglia przypomina nieco Biegun Północny ze względu na niskie temperatury, a szereg dróg zostało zamkniętych dla samochodów, ale nawet to nie jest w stanie zatrzymać biegacza. „Dziś zrobiłem tylko 4 mile. Niby tylko 4, ale przez ta pogodę zajęło mi to aż 47 minut. Liczę, że jutro będzie lepiej” – powiedział.
W 1993 r. Hill miał wypadek samochodowy, w którym złamał mostek. „Na szczęście tego dnia biegałem rano przed wypadkiem, doszedłem do siebie na tyle szybko, że wypuścili mnie ze szpitala już następnego dnia. Wieczorem zaś moja mama z moją żoną poszły na cotygodniowe zakupy, a ja w tym czasie podszedłem na spokojnie do płaskiego odcinka drogi, przebiegłem milę i wróciłem do domu. ” – opowiada. „W tym samym roku miałem operację haluksów. Po niej biegałem po mili dziennie, mając jeszcze nogę w gipsie i w specjalnie przystosowanym bucie. Zupełnie zaś niedawno na początku 2011 r., moja noga wpadła w dziurę w ziemi, gdy zbiegałem z górki. 40 minut zajął mi powrót do domu, czyli niecałe 2,5 mili, ale nie szedłem, a biegłem. Na szczęście szybko wróciłem do zdrowia.” – dodaje.
Pytany czy może nie powinien zakończyć swojego „biegowego maratonu”, gdy osiągnie jubileuszowy pułap 50 lat codziennego biegania, odpowiada, że nie widzi powodu, dla którego miałby to zrobić. „Bieganie sprawia, że jestem sprawny fizycznie, czuję się też szczęśliwy, po co zatem miałby z tego rezygnować?” – mówi z uśmiechem.
I takiego hartu ducha, wytrzymałości i miłości do biegania życzymy Wam wszystkim.
Źródło: www.independent.co.uk