Tatra Fest Bieg - mokro, trudno, bardzo udanie
Opublikowane w wt., 30/09/2014 - 15:55
Trochę idąc, trochę biegnąc z aparatem w jednej ręce i kamerą w drugiej, doczłapałem do kolejnego punktu odżywczego. Ten na Polanie Chochołowskiej był zaopatrzony w batony i słodkości lepiej, niż półki przy ladzie na stacji benzynowej. Łyk ciepłej herbaty i dalej w kierunku przeciwnym do przebiegu trasy. Zawodnicy na lewo, w stronę przełęczy między Wołowcem i Rakoniem, a ja w prawo na szlak prowadzący na Grzesia. Po kilkuset metrach podejścia, musiałem szybko wyciągać aparat bo prowadząca dwójka już zbiegała. Przewaga nad kolejnymi zawodnikami zrobiła się bardzo znacząca.
Z nieba potop, a mijający mnie zawodnicy ciągle w dobrych humorach. Na górze musieli chyba coś mocniejszego rozdawać. Pytani o warunki na grani odpowiadali krótko – widoczność praktycznie zerowa, przenikające zimno potęgowane przez wiatr. Decyzja o rezygnacji z wbiegania na Wołowiec, gdzie przy kiepskiej widoczności na grani bardzo łatwo się zgubić, była jak najbardziej słuszna.
Po kilku godzinach w deszczu, mimo super ciuchom, byłem kompletnie mokry i nawet "Zakopiański Goreteks" za 5 zł nie pomógł. Nie pozostało nic innego, jak herbata i biegiem w dół za zawodnikami w kierunku Kir. Po drodze kilka fotek oraz "poganianie" ociągających się zawodników. Ciężkie buty, raczej nie do biegania, nie były już przeszkodą. Widząc, ile dają z siebie o dziesięć warstw mniej ubrani uczestnicy, od razu robiło mi się cieplej, a nogi same prowadziły do Kir. Tutaj ostatnie fotki. Dalej trasa biegła czarnym szlakiem "Droga pod Reglami" w dużej mierze zniszczonym przez ciężki sprzęt usuwający jeszcze do tej pory skutki halnego.
Przy wlocie do Dolinie Białego skręt w prawo do upragnionej mety. Tutaj, w Parku Miejskim, po przekroczeniu "bramy" z napisem Meta czekały na zawodników masaże i ciepły posiłek, który na pewno się przydał. Pierwszy zawodnik, Żebracki Jacek, pokonał trasę 46, 2-kilometrową trasę i przewyższenie 1765 m w czasie 04:02:33. Pierwsza kobieta, Korowaj Paula zrobiła to w czasie 05:04:45.
Kiedy ja, w niedzielny poranek, wygrzewałem się na Gerlachu, pogoda zmieniła się o 180 stopni. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Odczuwalna temperatura była o ponad 15 stopni wyższa, niż w sobotę. Miejsce startu 10 -kilometrowego biegu, znajdowało się przy dolnej stacji kolejki na Harendę. Stawili się na nim czołowi polscy zawodnicy z mistrzem Polski, Marcinem Świercem włącznie. Sądząc po wynikach, to musiał być prawdziwy wyścig do ostatniego metra o czołowe miejsca.
Początek biegu to podbieg chyba pod najbardziej stromy stok w Polsce. Potem "łatwe" kilka kilometrów grzbietem Pasma Gubałówki w kierunku Butorowego Wierchu i następnie w dół do centrum. Przy wspaniałej pogodzie na brak kibiców nie mogli narzekać przekraczający metę w Parku Miejskim, zawodnicy. Zwycięzca, Marcin Świerc z przewagą ponad dwóch minut, ostatecznie wbiegł na metę z czasem 43:10:00. Walka o pozostałe miejsca na podium była naprawdę zacięta. Tracąc dwanaście minut do zwycięzcy, Matula Ewelina była pierwszą kobietą uzyskując czas 55:14:08
Organizator, Stowarzyszenie Spotkania z Filmem Górskim, zorganizował naprawdę udane zawody. Dziesięcioletnie doświadczenie zdobyte podczas organizacji Spotkań z Filmem Górskim, na których można posłuchać prelekcji bardzo znanych osobistości reprezentujących "ludzi gór" oraz obejrzeć filmy o tematyce górskiej, na pewno było bardzo pomocne. Mimo, iż nie brałem czynnego udziału w biegu, polecam kolejną edycję, bo przecież zawody organizowane na terenie TPN można policzyć na palcach jednej ręki, a rywalizacja w naszych najwyższych górach ma swój niezapomniany d(r)eszczyk.
Bartłomiej Trela – Pokonaj Astmę