Wulkany24: Pożeracze kilometrów
Opublikowane w czw., 23/05/2013 - 08:41
Miara wytrwałości, próbnik samozaparcia, poligon kondycji fizycznej. Mordercza trasa, pułapki orientacyjne, przeszkody terenowe. Ból, zmęczenie, adrenalina. Pył w oczach i ustach, pęcherze na stopach. Piękne panoramy, zapach przyrody i refleksyjna wędrówka ? to skrócony opis maratonu pieszego Wulkany 24h. W sobotę 18 maja odbył się właśnie po raz trzeci.
Piąta rano, sobota ? czas, gdy ogromna większość ludzi odsypia trudy tygodnia pracy. Mniejszość to ponad 60 osób, które z mapami w ręku kręcą się o tej porze niecierpliwie przy pałacyku nad zalewem. To miłośnicy długich pieszych wycieczek. Za chwilę będą mieli prawdziwą ucztę ? ruszę przez tonący w zieleni i nagłośniony o świcie majowymi śpiewami ptaków wąwóz prowadzący na osiedle Nad Zalewem, który wyprowadzi ich do Krainy Wygasłych Wulkanów. To uczestnicy ekstremalnego marszu na orientację Wulkany 24h (nie mylić z masowym ?wulkanicznym? biegiem terenowym, który odbędzie się w Złotoryi już za miesiąc).
Są wśród nich tacy, którzy ruszają na Szlak Wygasłych Wulkanów po raz trzeci. Tak jak Magdalena i Jarosław Morawscy z Legnicy, których do Złotoryi przyciąga wyjątkowa atmosfera i organizacja zawodów. ? Uczestniczyliśmy w każdej z dotychczasowych edycji maratonu przez Pogórze Kaczawskie. Wulkany to wspaniała zabawa i frajda. Jest trudno, bo to długotrwały wysiłek, trwa praktycznie cały dzień, a nie godzinę czy dwie, ale mamy nadzieję, że w tym roku uda nam się zdobyć Wulkany i przejść 50 km w regulaminowym czasie ? podkreślają zaraz po starcie.
Początek trasy ? niezbyt malowniczy. Labirynt złotoryjskich blokowisk, później zarośnięty staw osadowy i trochę fabryk na strefie przemysłowej. Pierwszą atrakcją na tegorocznej trasie jest skansen górniczo-hutniczy w Leszczynie. Część uczestników, która startowała 2 lata temu podczas pierwszej edycji Wulkanów, przechodziła już tędy, lecz skansen był wtedy w budowie, intrygując jedynie piechurów drewnianą palisadą. Tym razem mogą wejść na chwilę do środka. Nawet muszą, bo drugi z punktów kontrolnych na trasie zlokalizowany został w bardzo charakterystycznym miejscu ? na szczycie pieca wapienniczego.
Niestety, z potwierdzenia obecności na punkcie wyszły nici, a właściwie ? sznurek, ktoś bowiem skradł przed przyjściem zawodników perforator, czyli specjalny dziurkacz ze wzorem do odbicia na karcie startowej. To pierwszy taki przypadek w 3-letniej historii Wulkanów 24h...
Z Leszczyny uczestnicy maratonu przechodzą czerwonym Szlakiem Brzeżnym przez tajemniczą Rosochę i ponury Mnisi Las nad Stanisławowem do Myśliborza. Tam, na terenie Centrum Edukacji Ekologicznej i Krajoznawstwa ?Salamandra?, w okolicach 25. kilometra, znajduje się upragniony i długo wyglądany pierwszy punkt odżywczy ? z gorącą kawą i herbatą.
Do kolejnego ?popasu?, pod urwistymi Organami Wielisławskimi, oddalonego o kolejne 25 km, piechurzy wędrują m.in. przez górująca nad okolicą Czartowską Skałę oraz oddalone od głównych szlaków wsie Kondratów i Gozdno.
W Sędziszowej, po 50 km, w oprawie muzycznej przygotowanej przez Centrum Kultury, Sportu i Turystyki w Świerzawie, większość zawodników kończy tegoroczną przygodę z Wulkanami. Przed upływem regulaminowych 12 godzin na metę ?50? dociera 9 kobiet i 28 mężczyzn. Najszybszy jest Wojciech Turlej ? przychodzi po 9 godz. i 11 min. Do Złotoryi nie muszą już dreptać, organizatorzy w kilku turach transportują ich busem złotoryjskiego ośrodka kultury nad zalew na Kaczawie. Tu, w miejscu startu, urządzają dekorację zawodników, którzy ukończyli ?50?. Puchary zwycięzcom wręcza burmistrz Ireneusz Żurawski. Wśród wszystkich, którzy wystartowali, losowane są też nagrody, w tym główna atrakcja ? pobyt dla dwóch osób w Pałacu Krotoszyce.
W tym czasie na żółtym szlaku wulkanicznym trwa walka z czasem i odległością. Nie wszyscy, którzy zapisali się na klasyczną ?100?, zdecydowali się na półmetku w Sędziszowej kontynuować walkę z kilometrami Pogórza Kaczawskiego. Kilka osób, które miało już miękkie nogi, zrezygnowało. Dla najbardziej wytrwałych piechurów pod Organami prawdziwe Wulkany dopiero się jednak zaczynają. Na widnokręgu pojawia się Ostrzyca, kamieniołom w Czaplach i Grodziec ? spore wyzwania po kilkunastu godzinach intensywnego, forsownego marszu (na szczęście jest punkt odżywczy w remizie OSP w Twardocicach). Jednak ci, którzy ruszają na drugą połowę pętli, dochodzą nad zalew w komplecie i przed czasem. 9 osób, w tym jedna kobieta ? złotoryjanka Kinga Zagdańska, która do mety dociera niecałą godzinę przed końcem limitu czasowego.
Kilka godzin wcześniej, przed północą, nad zalew w ciemnościach przychodzi w jednej grupie trójka zwycięzców: Grzegorz Szydłowski, Mateusz Zwolak i Marcin Gajek. Szli ze sobą od startu. Przeszli 100 km w rewelacyjnym czasie: 18 godz. 23 min. To doświadczeni zawodnicy. Dwóch pierwszych wyrasta powoli na bohaterów Wulkanów 24h. Szydłowski, który pochodzi z Wałbrzycha, trzykrotnie już pokonał 100-kilometrową trasę, w tym drugi raz jako pierwszy. Trzykrotnie też ?100? ukończył młody Zwolak, nastolatek z Olszanicy ? za każdym razem jako najmłodszy uczestnik imprezy.
Z 62 zawodników, którzy w tym roku wyruszyli na trasę Wulkanów 24h, organizatorzy sklasyfikowali 46. To ci, którzy ? idąc techniką nordic walking ? zmieścili się w limicie czasowym i potwierdzili obecność na wszystkich punktach kontrolnych. ? Choć wyraźnie podkreślaliśmy w regulaminie, że w tym roku na Wulkanach nie biegamy, tylko chodzimy z kijami, że to rajd nordic walking, jak zwykle znalazło się kilku takich zawodników, którzy albo nie doczytali regulaminu, albo świadomie zignorowali jego postanowienia. Skoro już jednak doszli do mety, zaliczając wszystkie punkty, nie chcieliśmy ich dyskwalifikować i sklasyfikowaliśmy w osobnej kategorii, jako technikę dowolną. Za rok, by nie było nieporozumień, zamierzamy wprowadzić dwie osobne klasyfikacje: nordic walking i dla tych, którzy lubią podbiegać ? zapowiada Paulina Ruta, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nordic Walking w Złotoryi, głównego organizatora imprezy, która tegoroczną edycję Wulkanów 24h ocenia jako bardzo udaną.
? W przeciwieństwie do zeszłorocznej rywalizacji w skwarze, gdy kilku zawodników się odwodniło, tym razem pogoda była idealna do długodystansowej wędrówki. Ratownicy medyczni z Jednostki Poszukiwawczo-Ratowniczej, poza opatrzeniem kilku pęcherzy na mecie, nie mieli praktycznie co robić. Cieszy nas to, że Wulkany wpisują się w lokalny krajobraz, co potwierdzają nam m.in. zawodnicy, którzy relacjonowali, że w niektórych miejscowościach na trasie ludzie witali ich i pozdrawiali, stojąc przy płotach, a co najważniejsze ? doskonale wiedzieli, w jakiej imprezie startują ? dodaje.
Źródło: Gazeta Złotoryjska / Piotr Maas