Z Falenicy do Krynicy. Ruszyły 16. Zimowe Biegi Górskie [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 29/12/2018 - 17:41
Mazowieccy biegacze wrócili na falenickie wydmy. Inauguracja szesnastego wydania Zimowych Biegów Górskich była dobrą okazją do spalenia świątecznych kalorii i pierwszych szlifów przed sezonem 2019.
„Górale nizinni” z Warszawy i okolic już nie mogli doczekać się tego momentu. Nadszedł czas, by zmierzyć się ze sławną i cenioną Falenicą. Bez potrzeby wyjeżdżania z miasta można poczuć klimat gór. Wymagające podbiegi i zbiegi dają popalić, a uśmiechy mieszają się tu z grymasem bólu.
Znów w sobotni poranek tłumy biegaczy opanowały kolejkę miejską. Po biegu oblężenie przeżywała pobliska cukiernia. Taka falenicka tradycja.
Jak zwykle do wyboru były trzy dystanse: 3,33 km (1 pętla, przewyższenie 85 m+), 6,66 km (2 pętle, przewyższenie 170 m+) oraz 10 km (3 pętle, przewyższenie 255 m+). Uczestnicy startowali falami. Jako pierwsi ruszyli biegacze rywalizujący na dwóch krótszych dystansach. Dopiero godzinę po nich wystartował najdłuższy z biegów. Pogoda jak na Falenicę była prawie wiosenna, bo termometry wskazywały ponad 5 stopni na plusie.
Niespodzianki nie było. Zwycięzcą biegu głównego został Artur Jabłoński. Na trasie przebywał nieco ponad 35 minut. Próbował go gonić Piotr Parfianowicz, ale reprezentant Polski w biegach na orientację robił to bezskutecznie. Triumfator poprzedniego sezonu Zimowych Biegów Górskich nie dał sobie odebrać kolejnego zwycięstwa.
- Mogę tu wygrać po raz czwarty w historii, ale to nie będzie łatwe. Wszyscy chcą bić mistrza. Przyjeżdżam głównie, żeby zrobić dobry trening, ale wiem też, że nie mogę przegrywać, bo później słyszę tylko pytania: czemu byłem drugi albo trzeci. Dlatego zawsze staram się dać z siebie wszystko, zmęczyć siebie i rywali - mówił po biegu Artur Jabłoński. Sobotni start określił jako „ciężki”.
Trzykrotny triumfator Biegu 7 Dolin na dystansie 64 km uważa, że start w Falenicy jest dobrym przygotowaniem do biegania w prawdziwych górach. Sam jest zresztą tego najlepszym przykładem.
- To świetne miejsce do trenowania siły biegowej. Ja biegam w górach 2-3 razy w roku, często są to tylko wycieczki. W ogóle nie jeżdżę trenować w górach, bo wystarczają mi lasy w Falenicy i Wesołej oraz Łazienki Królewskie - dodał Artur, który w 2019 roku znów chce wystartować w 10. TAURON Festiwalu Biegowym.
Wśród pań najlepsza okazała się triathlonistka Ewelina Pisarek, również broniąca tytułu zwyciężczyni Zimowych Biegów Górskich. - Plan był taki, żeby pobiec luźno. Ale wyszło jak zawsze... Chyba nie potrafię startować z większą swobodą. Późno weszłam w przygotowania i teraz mało biegam. Może dlatego było trudniej. Dodatkowo, kiedy ziemia jest twardsza, to biegi są szybsze. Dziś, po pierwszej pętli wyprzedzałam stawkę w głębokim piachu. Zdecydowanie wolę jak jest trochę chłodniej i ziemia jest zmrożona. Pozostaje czekać na zimę... - opowiadała na mecie pani Ewelina, dla której najważniejszej imprezą w przyszłym roku będą Mistrzostwa Świata Ironman 70.3 w Nicei.
Zimowe Biegi Górskie wystartowały już po raz szesnasty. Mający długą tradycję cykl przyciąga zarówno stałych bywalców, jak i debiutantów.
- Trasa jest ładna, ale wymagająca. Jest tu dużo grząskiego piachu. Jestem przyzwyczajony do biegów ulicznych i jeśli już robiłem podbiegi, to tylko te asfaltowe. Samą imprezę polecili mi znajomi, a zwłaszcza koleżanka z pracy. Myślę, że wrócę tu na resztę cyklu. W Warszawie trudno jest znaleźć miejsce do ćwiczenia biegowej siły. Lubię trekking górski i uważam, że czuć tu namiastkę ducha gór, zwłaszcza w tym gęsto zalesionym terenie. Nie wiedziałem, że na terenie Warszawy są takie wydmy - powiedział nam Daniel Kobrzycki.
Kolejny bieg ZBG już 12 stycznia. Zmagania potrwają do 19 marca. Ostatni bieg cyklu jest tradycyjnie zaliczany do Ligi Festiwalu Biegów w klasyfikacji „Najlepszy Góral”. Do „generalki” Zimowych Biegów Górskich zaliczane są trzy najlepsze wyniki z pięciu pierwszych biegów.
RZ