Bieg Powstania Warszawskiego: Tak biegaliśmy w 2013 r. [ZDJĘCIA]

 

Bieg Powstania Warszawskiego: Tak biegaliśmy w 2013 r. [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 28/07/2013 - 16:48

Mój bieg Powstania Warszawskiego start miał o godzinie 20:40. Jednak dla mnie zaczął się już rano podczas lektury książki o Powstaniu i kilku wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Ten bieg to jedyna tego typu impreza w roku, w której biorę udział, więc zawsze jest to dla mnie wydarzenie szczególne. Moją walką z samym sobą, ze swoimi słabościami i z zeszłorocznym wynikiem, chciałem oddać hołd uczestnikom walk o Warszawę z 1944 roku.  

Stadion przy Konwiktorskiej około godziny 19:30 oblegany już był przez ludzi w czarnych koszulkach z ?kotwicą? i biało-czerwoną opaską na ręce. Część ustawiała się do namiotów, żeby pobiec w akcji charytatywnej, cześć stała gdzieś po napoje, inni mogli przyjść do naszego stanowiska Festiwalu Biegowego. Niektórzy zajęli się też zwiedzaniem Stadionu Polonii i rozgrzewką lub słuchaniem koncertów na scenie głównej. Każdy znalazł coś dla siebie. Ja wybrałem rozgrzewkę.

Niektórzy narzekali na pogodę. Faktycznie trenując w ostatnim tygodniu nie było czasu na przygotowanie organizmu do upałów. Mimo wszystko, jeśli ktoś przypomni sobie bieg rok temu i jak wtedy było gorąco/upalnie/tropikalnie (niepotrzebne skreślić) wie, że podczas 23. Biegu Powstania Warszawskiego pogoda była dużo lepsza.

W końcu zbliża się moja ?Godzina W?. Ustawiam się pod koniec grupy biegaczy. Mój zeszłoroczny wynik 35:50 w debiucie nie upoważnia mnie do lepszych miejsc. Rozglądam się wokół, chyba tylko ja mam ponad sto kilo wagi. Chyba trzeba odstawić słodycze myślę, ale przecież jakiś nałóg trzeba mieć. Czuje się dobrze rozgrzany, ale wraz z kolejną piosenką Hemp Gru, krótką przemową i ?Rotą? jakoś ?stygnę?. Dlatego staram się podskakiwać, robić w tłumie małe kroki i małe krążenia ramion. Bijemy brawo co jakiś czas uczestnikom Powstania, którzy ze sceny będą oglądali start. W końcu wspólne odliczanie 10?9?8 (?) 3?2...1? Start!

Oczywiście za nim mój rząd ruszył minęła chwila. W głowie prośba, żebym cało i zdrowo ukończyć zawody oraz pytanie kiedy i gdzie dogonią mnie Ci , którzy startują na 10 km. Bieg Powstania Warszawskiego stał się nagle biegiem na dochodzenie, a ja  mam ok. 20 minut przewagi. Na początku nie ruszam na hurra, chociaż znajduję osobę, która biegnie w jak dla mnie dobrym tempie, trochę szybszym od mojego. Postanawiam trzymać się jej pleców. Mijamy tłumem Budynek Sądu Najwyższego  i Pomnik Powstania Warszawskiego. Przy trasie stoi wielu kibiców, którzy biją nam brawo, co dodaje otuchy. My też czasami odwdzięczamy się brawami dla kibiców. Jeśli biegnę przy krawężniku ?przybijam? piątki z widzami. Cieplej mi się robi na sercu, gdy biegnę przy Kościele, w którym brałem ślub. Drugi kilometr zrobiłem w tempie 6:39 min/km. Pierwszy cztery sekundy wolniej.

W końcu z Krakowskiego Przedmieścia zbiegamy w dół Karową. Niby tu można odpocząć, ale trzymam koncentrację, bo przy zbiegach najłatwiej o kontuzję. Jest też bardzo ciasno. Trafiam akurat na trójkę przyjaciół, którzy biegną obok siebie. Nie mam miejsca, żeby ich wyminąć. Jeszcze krótkie pozowanie do zdjęcia dla fotoreportera. Przed samą kurtyną wodną dopada mnie kolka. Myślę sobie kur?tyna wodna mnie ochłodzi i jakoś to rozbiegam. Niestety po jakiś 400 metrach nie mogę już złapać normalnego oddechu, więc zbiegam na bok i przechodzę do marszu. Przede mną morze głów biegaczy. Większość ludzi idzie część truchta. W głowie mam jeszcze podbieg przy Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Jak ja to pokonam? Dałem sobie 30 sekund na kilka głębszych oddechów i zaczynam lekko truchtać, po czym powoli przyspieszać.

Trzeci kilometr i czwarty kilometr pokonałem z prędkością 7:02. Już nie tracę energii na witanie się z kibicami, nie rozglądam się w około. Nie wiem czy działa park fontann, czy nie. Biegnę do mety. Widzę tabliczkę z napisem 4 kilometr i podbieg przy Sanguszki. ?Jeszcze mnie nie złapali? myślę sobie dla otuchy o tych, którzy biegną na 10 kilometrów. Ostatnia przybita piątka zaczął się podbieg. W głowie wyświetliłem sobie górkę na Moczydle na której trenowałem. Nie zwalniałem, bo dłużej bym szedł tylko przyspieszyłem. Dawałem z siebie ile mogłem. Nie wiem czy to dobry sposób, ale poszedłem va banque. Wtedy sygnał Policji przerwał moją walkę musiałem wbiec w tłum biegaczy i ustąpić tym którzy biegli na 10 kilometrów.

Ten podbieg kosztował mnie na prawdę dużo siły. Do mety nie miałem siły przyspieszyć już. Z resztą nie miałem miejsca, bo był duży tłum biegaczy. Na jakieś 40 metrów przed finiszem udało mi się znaleźć lukę i wyrwać z truchtu. Czas na mecie 0:34:22. Na doświadczonych biegaczach, którzy mają w nogach kilka imprez rocznie wynik ten nie robi wrażenia, a raczej ich śmieszy. A ja jestem cieszę się, że ze swoją posturą udało mi się pobić swój ubiegłoroczny wynik aż o półtorej minuty. Chociaż po tym jak odebrałem medal mówiłem żonie, że to ostatni raz. To pewnie tylko do przyszłego roku! W końcu zejść muszę poniżej 30 minut.

Chociaż jako dziennikarz jestem na wielu zawodach czy treningach to uważam, że bieg Powstania Warszawskiego ma w sobie coś szczególnego. Zobaczyć jak  uczestnik Powstania Warszawskiego dostaje brawa od ludzi którzy ukończyli bieg jest bezcenny. Nie na zawołanie spikera, tylko spontaniczne. Takie rzeczy tylko na tym biegu.     

Robert Zakrzewski 

       

Fot. Marcin Kowalski

PS. W 23. Biegu Powstania Warszawskiego biegali też inni przedstwiciele Festiwalu Biegowego. Na 10 km Tomasz Lipiec zajął 22. miejsce, w biegu na 5 km lokatę numer 1363 zanotowała Ewelina Małek. Gratulujemy!

Galeria: 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce