Półmaraton Ślężański
Opublikowane w pon., 26/03/2012 - 13:08
- relacja Grzegorza Kalinowskiego oraz Pawła Banaszaka, Ambasadorów Festiwalu Biegowego
Kolejny, już piąty, Półmaraton Ślężański przeszedł do historii. I zapisze się w niej jako bardzo udana impreza biegowa. Na pierwszy rzut oka zszokowała niesamowita frekwencja na biegu - 3847 zgłoszonych uczestników robi wrażenie. Widząc tak dużą liczbę chętnych i pamiętając jak to wyglądało, gdy bieg kończyło 1200 osób, jechałem z do Sobótki z pytaniem - czy organizatorzy sobie z tym poradzą?
- zastanawia się Grzegorz Kalinowski - "Po pakiet startowy wybrałem się dzień przed startem, aby uniknąć kolejek. Myślę jednak, że nie było to konieczne, ponieważ na jedno stanowisko przypadło raptem 200 zgłoszonych. Ale miałem dzięki temu możliwość umieszczenia materiałów promocyjnych Festiwalu Biegowego, który jest zaprzyjaźniony ze Ślężańskim biegiem.
W sobotę przyjechałem do Sobótki dopiero po godz. 10 i obawiałem się czy znajdę miejsce do zaparkowania samochodu i znowu niespodzianka, bo nie było kłopotu. Wprawdzie auto stanęło nie na polecanym parkingu, ale nie było to daleko od miejsca mety. Rynek, będący miejscem startu biegu był, jak przewidywałem, bardzo mocno zatłoczony - kilka tysięcy startujących i do tego kibice. To już chyba tradycja w Sobótce, że sygnał do startu daje bardzo donośny wystrzał z armaty.
Koszmarem okazały się pierwsze kilometry, szczególnie wąskie uliczki przy rynku, z dodatkowo utrudniającymi bieg zaparkowanymi samochodami - nie tylko mieszkańców, ale i biegaczy. Po wydostaniu się z miasteczka znaleźliśmy sie w otoczeniu bardzo ładnych terenów, którymi może się poszczycić ta okolica. To spowodowało, że kolejne kilometry były czystym relaksem dla ducha. Sporo wysiłku wymagało wbiegnięcie na Przełęcz Tąpadła. Nowością była osobna klasyfikacja górali, którzy zmierzyli się na tym 2 km podbiegu. Od tego momentu trasa charakteryzuje się przewagą zbiegów, więc było już dużo łatwiej. Ci, co nie znają trasy w całości mogli zostać zaskoczeni troszkę męczącymi podbiegami na ostatnich kilometrach i rzeczywiście było widać wiele bardzo zmęczonych twarzy, wykrzywionych grymasem bólu".
Na trasie był również drugi Ambasador - Paweł Banaszak - "Pierwsza cześć trasy wiedzie pod górę i łatwa nie jest. Kontroluję puls na pulsometrze - ciągle skacze do góry, choć odnoszę wrażenie, że biegnę tym samym tempem, a nawet troszkę wolniej niż na początku. W końcu wdrapaliśmy się na najwyższy punkt trasy, teraz już z górki. Po wybiegnięciu ze ściany lasu daje o sobie znać wiatr wiejący w twarz, dobrze, że do mety została mniej niż połowa. Staram się lekko przyspieszyć, aby nadrobić stracony w pierwszej części biegu czas. Im bliżej mety tym biegnę szybciej ? uczucie wyprzedzania kolejnych uczestników jest wspaniałe, daje dodatkową energię, czuję się bardzo dobrze. W końcu dobiegam do mety ? czas netto 1:35,30 gorszy o 1 minutę i 8 sekund od życiówki uzyskanej na płaskiej trasie uznać należy za dobry i odzwierciedlający moje obecne możliwości".
"Wbiegając na metę zawodnicy byli niesieni wspaniałym dopingiem kibiców, którym chciałem w tym miejscu za to bardzo podziękować. W strefie za metą przygotowano sporo miejsca, aby każdy mógł odpocząć, zjeść bardzo sprawnie wydawany posiłek regeneracyjny i nabrać siły do powrotu do domu. Oceniając całość muszę przyznać ze organizatorzy w sumie przygotowali Półmaraton bez zarzutu" - Grzegorz Kalinowski.
Paweł Banaszak