Dorota Gruca - rekordzistka z Meksyku, która wygrała 100 000 dolarów!
Opublikowane w wt., 24/02/2015 - 09:46
Od zawsze byłam bardzo ambitna i mierzyłam wysoko. Niestety wielu moich trenerów myślało przede wszystkim o pieniądzach, które można wygrać na podrzędnych biegach ulicznych. Mnie interesowało coś więcej. Myślałam o szybkim bieganiu na imprezach mistrzowskich. Dlatego postanowiłam trenować sama.
Jak to wyglądało?
W wieku 23 lat, po zakończeniu edukacji, zrobieniu kursu trenerskiego i wzięłam sprawy w swoje ręce. Zaczęłam sama wyjeżdżać na obozy, podglądałam na treningach najlepszych zawodników, pytałam, czytałam.
I to wystarczyło?
Byłam bardzo pracowita i miałam silną wolę walki. Nie brakowało mi też determinacji w dążeniu do celu, a porażki nie załamywały tylko mobilizowały. Dzięki temu sukcesy przyszły szybko. Oczywiście wciąż szukałam trenera, który wprowadziłby mnie na arenę międzynarodową, ale w Polsce go nie znalazłam.
Brakowało fachowców?
Myślę, że przede wszystkim zabrakło zaufania z mojej strony, bo mamy w Polsce bardzo wielu dobrych trenerów. Czy będąc pod czyjąś opieką biegałabym szybciej? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Mam bardzo silny, niezależny, wręcz uparty charakter i lubię sama podejmować decyzję. Muszę jednak dodać, że choć przygotowywałam się bez trenera, to przez całą moją karierę spotykałam ludzi dobrej woli, którzy – często bezinteresownie – pomagali mi wspinać się na coraz wyższy szczebel kariery biegowej. Wszystkim im bardzo dziękuję.
Ukoronowaniem Pani kariery był start w maratonie na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Ale i tym razem nie obyło się bez perturbacji związanych z kwalifikacją. Zajęła Pani co prawda drugie miejsce na prestiżowym maratonie w Amsterdamie, ale do minimum zabrakło 10 sekund...
Na szczęście udało się to przezwyciężyć i zostałam dołączona do kadry olimpijskiej. A wyjazd do Pekinu był dla mnie największą sportową nagrodą w całej mojej karierze. Ja przecież dopiero w wieku 29 lat zaczęłam poważnie przygotowywać się na wynik kwalifikujący mnie na Igrzyska. Uzyskanie go zajęło mi 8 lat, ale cel osiągnęłam.
A jak wspomina Pani sam bieg w Państwie Środka?
Po bardzo trudnych przejściach przed Igrzyskami, mój start Pekinie był jednym z najlżejszych w całej mojej karierze. Pomimo ze zabrakło mi spokojnych przygotowań biegłam ten maraton z ogromną radością i uczuciem spełnienia. Wydaje mi się, że osiągnęłam też dość dobry czas.
Po Igrzyskach Olimpijskich kontynuowała Pani karierę sportową, jednak już nie w Polsce...
Wyjazd z kraju nie był w moich planach. Po osiągnięciu celu sportowego, jakim był start w Pekinie, zaczęłam powoli przygotowywać do sportowej emerytury. Myślałam o studiach w Polsce, ale w czasie mojej ostatniej wizyty w Stanach Zjednoczonych wszystko się zmieniło. Poznałam mojego przyszłego męża i zdecydowałam się zostać w USA na stale. To tu rozpoczęłam studia, przedłużając jednocześnie karierę sportową. Miedzy rokiem 2012 a 2013 wygrałam ponad 25 rożnych prestiżowych biegów ulicznych w kategorii Masters. Jednak ta kariera również zbliża się ku końcowi.
Dlaczego?
Coraz trudniej jest mi pogodzić sport z nauką. Muszę w końcu podjąć normalną pracę. Mąż nie będzie mnie przecież wiecznie sponsorował (śmiech). Dodatkowo od roku borykam się z rożnego rodzaju problemami zdrowotnymi. W tym roku chcę wystartować jeszcze w Bostonie i w ten sposób zakończyć profesjonalne uprawianie sportu. Potem będę biegać już tylko dla przyjemności krótkie dystanse, moje ulubione 5-10 km.
Jak się Pani żyje w USA?
Życie tutaj wiele mnie nauczyło. Musiałam znaleźć nowy pomysł na życie. Bez znajomości języka, wykształcenia, obywatelstwa, rodziny. Byłam zawodniczką po 40-tce. Nie mogłam liczyć na pomoc polskiego klubu, pozostało mi tylko bieganie i rozpoczęcie studiów.
Ale nie poddała się Pani?
Przy pomocy męża i nowych amerykańskich przyjaciół założyliśmy klub sportowy w Las Cruces. To dodało mi skrzydeł. Po raz pierwszy doceniłam bieganie w grupie. Kiedy poprawiłam mój język angielski zaczęłam nawet przeprowadzać dodatkowe bardziej specjalistyczne treningi. Dzięki tej działalności przez ostatnie kilka lat udało nam się bardzo rozpropagować bieganie w tym mieście.
Od zeszłego lata z powodów finansowych zdecydowaliśmy jednak o przeprowadzce do Albuquerque. To spowodowało, że współpraca z klubem zaczyna się powoli rozluźniać. Niestety tracę wspaniałą grupę ludzi, którzy bardzo mnie wspierali. Cóż, takie życie. Teraz zaczynam wszystko od początku. Zajmie mi to pewnie kolejne kilka lat. Na razie kształcę się w zakresie trenowania. Czy to będzie moja przyszłość, czas pokaże.
Czy ma Pani kontakt z polskimi biegaczami?
Oczywiście. Ostatnio gościłam grupę sportową trenera Jakubowskiego, teraz czekam na kolejną. Mój dom jest zawsze otwarty dla biegaczy. Mogę służyć swoim doświadczeniem i pomocą. Oj będzie się działo!
Rozmawiał Maciej Gelberg