Grzegorz Rogóż: „Bieganie to nie jest życie. Może być pasją, źródłem przyjemności”
Opublikowane w pt., 13/06/2014 - 10:32
Jednocześnie ten osobisty świat ma szkolną, podręcznikową formułę. Czy to się nie wyklucza?
Taka formuła pozwala na zwięzłe ujęcie tematu i łatwe odszukanie potrzebnych treści. Jednocześnie przyznaję, że musiałem się jej nauczyć. Pierwsza wersja mojego tekstu była jednak bardziej opisowa, pełna emocji wynikających z przeżyć podczas ultramaratonów, ale ta książka ma inne założenie i trzeba było to zmienić.
Opisuje pan kolarstwo i bieganie. Czy jest jakaś różnica między tymi ultramaratonami?
No różnią się niestety. Biegacze są bardziej nastawieni na współpracę. Na trasach jest dużo życzliwości, zainteresowania. Kolarze mocniej skupiają się na wyniku, bardziej zawzięci, więc ta rywalizacja jest ostrzejsza. Mój ulubiony ultramaraton kolarski to wyścig na trasie Londyn-Edynburg-Londyn. To absolutnie fantastyczna impreza z bardzo biegową atmosferą. Brałem w niej udział w 2013r. Na pewno to powtórzę, jeśli tylko zdrowie i finanse pozwolą. Wbrew pozorom, udział w ultramaratonach bywa kosztowny. Natomiast biegowo marzę o Spartathlonie.
Jak pan godzi pracę, prowadzenie fundacji, obowiązki domowe z treningami i startami?
Nie wszystko da się pogodzić. Jakiś czas temu zrezygnowałem z przewodzenia fundacji, właśnie dlatego, że uniemożliwiało mi to realizację innych celów. Natomiast jestem w dobrej sytuacji, bo prowadzę własną firmę i mam wpływ na harmonogram dnia, a moja partnerka również jest ultramaratonką, więc udział w zawodach czy długie treningi nie budzą w naszym domu żadnych napięć. Zdaję sobie sprawę, że to wyjątkowo komfortowa sytuacja. Na szczęście powoli pracodawcy dostrzegają, że ich pracownicy trenują i co raz częściej są w firmach miejsca, gdzie można bezpiecznie zostawić rower i skorzystać z prysznica w biurowcu.
Stosuje pan własne zalecenia dietetyczne?
Stosuję. Oczywiście jak mnie napadnie chęć, by zjeść czekoladę albo truskawki ze śmietaną i cukrem, to się temu poddaję, ale generalnie trzymam się zasad. Przyzwyczaiłem się nawet do owsianki, chociaż akurat ta, którą jadam jest paskudna. Jest na wodzie, bez soli i naprawdę obrzydliwa, ale jakbym jej rano nie zjadł, czułbym się nieswojo. Zupełnie jakbym nie umysł zębów przed wyjściem do pracy. Byłoby to coś nietypowego. Nawyki pomagają.
Udaje się panu ukończyć wszystkie ultramaratony?
Jestem dosyć zawzięty i zazwyczaj kończę zawody. Właściwie nie ukończyłem tylko zawodów, podczas których po prostu się zgubiłem. To dosyć zabawne, bo brałem wtedy udział w biegu na 10 km w Lasku Bródnowskim, ale ja potrafię się zgubić nawet w drodze do domu i to jest dla mnie spory problem. Na pewno nie mogę brać udziału w biegach na orientację.
Książka zawiera rozdziały i pytania podsumowujące. Podsumujmy więc całą książkę. Co będzie wiedział czytelnik, jak skończy lekturę Ultramaratonów?
Chciałbym, żeby wyciągnął wiosek , że bieganie, rower czy jakikolwiek inny sport, powinny przede wszystkim sprawiać przyjemność . Ostrożnie podchodzę do deklaracji „bieganie to moje życie”. Bieganie to nie jest życie. Może być pasją, źródłem przyjemności. Nasze życie, ma się stać lepsze dzięki temu, że uprawiamy sport, ale sport to nie nasze życie.
O czym będzie następna książka?
Chciałbym, żeby była o kolarstwie, chociaż wydawcy uważają, że nie ma zbyt wielu czytelników literatury kolarskiej. Wydaje mi się, że to się będzie zmieniać, co widać po tym, jak szybko znikają miejsca na listach startowych na świecie i coraz częściej także w Polsce.
Rozmawiała Ilona Berezowska