Henryk Szost: „Rok 2013 był dla mnie ciężki, ale dobrze się skończył"
Opublikowane w czw., 23/01/2014 - 15:12
Jeden z najlepszych na świecie maratończyków Henryk Szost z Muszyny, obecnie WKS Grunwald Poznań, wpadł na chwilę do domu. Była okazja do rozmowy o tym, co było i o planach na 2014 rok.
Jak pan ocenia 2013 rok?
Początek nie był zbyt dobry, choć przygotowania do sezonu przebiegły w pierwszych tygodniach zgodnie z planami. Niestety przyplątała się bolesna kontuzja. Doznałem naderwania mięśnia łydki. To bardzo mocno zakłóciło przygotowania. Stało się to w kwietniu – w najgorszym momencie. Praktycznie dwa miesiące byłem wyłączony ze sportu. Kontuzja spowodowała, że nie startowałem w mistrzostwach Świata w Moskwie, bo po prostu nie byłem przygotowany.
Ale później było już lepiej?
Przez pozostałą część sezonu starałem się powrócić do dobrej formy. Po drodze były Wojskowe Mistrzostwa Europy i czwarte miejsce, choć tak naprawdę byłem trzeci na Kontynencie, bowiem przede mną był Marokańczyk, który nie były klasyfikowany w ME.
Później Maraton Warszawski, ale tam po 30 km zszedłem, zaczęła boleć mnie noga. Ale cały czas przygotowywałem się do startu, dla mnie bardzo ważnego, do maratonu w japońskiej Fukuoce. Musiałem tam osiągnąć minimum 2.12.30, by wystartować na Mistrzostwach Europy w Zurychu. Oczywiście nie jest to rezultat zbyt wygórowany, ale moim prywatnym celem było osiągnąć czas poniżej 2:10.00. Chciałem mojemu sponsorowi PKN Orlen pokazać, że wciąż należę do europejskiej elity.
I w pełni to się udało!
Tak, a 2.09:37 jest obecnie trzecim czasem w Europie. Warto przy tym podkreślić fakt, że to czwarty rezultat w historii polskiego maratonu. A tak na marginesie to spośród pięciu najlepszych czasów, cztery należą do mnie, jeśli chodzi o nasze podwórko.
W Japonii mogło być lepiej?
Oczywiście, ale mimo kontuzji, która wybiła mnie z rytmu startowego, byłem przygotowany całkiem nieźle, choć to nie było 100 procent. Chciałem się zbliżyć do mojego życiowego rezultatu, czyli 2.07:39. Niestety popełniłem błąd taktyczny i skończyło się na czwartym miejscu. Jednak moim rezultatem potwierdziłem, że wciąż jestem w europejskiej czołówce.
Jakie ma Pan plany na 2014 rok?
Pierwszym ważnym startem będzie kwietniowy Orlen Warsaw Maraton, na który wszystkich zapraszam. To będzie wielkie wydarzenie sportowe. W 2013 roku było zapisanych ponad 5000 osób, a teraz zapewne będzie więcej. Udział zapowiada też kilkunastu bardzo dobrych zawodników. Ale najważniejszym dla mnie startem będą sierpniowe mistrzostwa Europy w Zurychu. To będzie mój najważniejszy start w karierze. Jeżeli będę zdrowy, to jest szansa na medal.
A co dalej będę robił w sezonie, dzisiaj nie wiem. Ważne jest zdrowie. W Muszynie trochę biegałem, ale bardzo rekreacyjnie. Po Japonii zrobiłem sobie miesiąc przerwy. Wyjeżdżam do Poznania, gdzie pod okiem Leonida Szwedcowa zaczynam przygotowania. W planach mamy obóz we Włoszech oraz Nowym Meksyku w USA.
Rozmawiał Jerzy Cebula / Sądeczanin.info