Marcin Chabowski: „Na kontrolę antydopingową Kenijczyków, Ukraińców czy Polaków możemy się wszyscy zrzucić”
Opublikowane w śr., 10/12/2014 - 10:03
A czy polskie bieganie jest czyste?
Uważam, że tak. Sam jestem objęty systemem ADAMS. Poza tym musimy pamiętać, że polskie bieganie jest biedne. To często jest walka, by związać koniec z końcem. Potrzebujemy pieniędzy na zgrupowania, odżywki. Na doping nie byłoby nas stać.
Arkadiusz Gardzielewski wspominał o zawodnikach z Ukrainy czy Kenii, którzy przyjeżdżają do Polski na biegi uliczne i osiągają niesamowite wyniki, mimo tego, że są eksploatowani w sposób niewyobrażalny...
Rzeczywiście nieraz widziałem zawodników z Afryki, którzy startowali z sukcesami na naszych biegach ulicznych dzień po dniu. A przecież do tego trzeba doliczyć podróże na zawody, powroty do domu. Gdzie więc czas na regenerację? Fizjologii nie da się oszukać. Co ciekawe startują oni w Polsce sezon, dwa i znikają. Oczywiście na ich miejsce od razu pojawia się kolejna grupa nieznanych Kenijczyków.
W ciągu sezonu organizuje się ponad tysiąc imprez biegowych w Polsce. Ile z nich przeprowadza kontrolę antydopingową?
Poza największymi maratonami, takich imprez możemy policzyć na palcach jednej ręki. Ja podczas krajowych zawodów nie byłem sprawdzany nigdy.
Z czego to wynika?
Po pierwsze nie jest to obowiązkowe, a po drugie pociąga za sobą spore koszty.
Organizatorom nie zależy, by ich impreza była czysta?
U nas ciągle nie wiadomo dlaczego uważa się, że rangę imprezie nadają właśnie biegacze z Afryki. Lepiej zaprosić nieznanego zawodnika z Kenii niż sportowca z Europy. A później się dziwimy, że dochodzi do takich sytuacji, że w Dębnie tuż po zakończeniu dwuletniej dyskwalifikacji za doping pojawia się i wygrywa Mutuku Kyeva, z którym nie raz biegałem i często przegrywałem. Niestety z zawodnikami stosującymi doping ciężko podjąć walkę.
Uważa Pan, że nie powinien być dopuszczony do zawodów?
Według mnie powinniśmy zabronić startu w Polsce zawodnikom złapanym na dopingu. Poza tym trzeba wprowadzić wyrywkową kontrolę, która dotyczyłaby wszystkich biegów ulicznych w Polsce. Dzięki temu zawodnicy nie będą czuli się bezkarni nawet startując w niewielkiej imprezie lokalnej.
Kto miałby za to zapłacić?
Myślę, że można by stworzyć specjalny budżet na ten cel np. przy Polskim Stowarzyszeniu Biegów. Byłby on zasilany przez organizatorów wszystkich biegów w kraju. Uważam, że gdyby każdy uczestnik zawodów dopłacił do pakietu startowego symboliczną złotówkę na działania antydopingowe, to udałoby się zgromadzić wystarczającą sumę na przeprowadzanie kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu kontroli w ciągu roku.
Na pewno nie robiłbym tego przy PZLA, bo obawiam się, że zaraz cała biegająca Polska usłyszy, że Związek pomoże, ale w zamian za wprowadzenie takich rzeczy jak: licencja, karta biegacza, czy ubezpieczenie...
Rozmawiał Maciej Gelberg
Co sądzicie o propozycji Marcina Chabowskego? Co sądzą o niej organizatorzy imprez, Polskie Stowarzyszenie Biegów? Ile kosztuje kontrola antydopingowa w Polsce? O tym w kolejnych naszych publikacjach...