Niewidomy biegacz Grzegorz Powałka: „Życie to tor przeszkód i trzeba sobie z nim dawać rady"
Opublikowane w pt., 31/10/2014 - 10:43
Jaki sprzęt biegowy pan wybiera?
Uniwersalny, ale ze średniej półki. Wiem, czego potrzebuje, wiem, co pozwoli mi osiagać dobre czasy. Od razu powiem – tak, biegam dla wyników, mocno, daję z siebie wszystko. To wielka frajda słysząc obok dyszącego biegacza, najlepiej znajomego. Oczywiście biegam na swoim poziomie, dla zdrowia, dla kondycji, dla samego siebie. Nigdy nie przesadzam z tempem, bo mogę sobie zrobić krzywdę. Gorąco namawiam wszystkich do takiego podejścia do biegów – róbmy to, co możemy zrobić. I czerpmy z tego satysfakcję.
Jaki był to dla pana rok biegowy?
Ten rok kończy się dla mnie szczęśliwie, choć zaczął się nienajlepiej. Uległem kontuzji – w maju na obozie kondycyjnym w Szklarskiej Porębie skręciłem nogę w kostce. Pech tym większy, że dochodziłem tam do siebie po wczesniejszym urazie kolana. Po miesiącu znowu lekko podkręciłem staw skokowy. W zasadzie od czerwca dochodzę do zdrowia i z dnia na dzień biega mi się lepiej.
Moje kontuzje nie były spowodowane wprost tym, że nie widzę. Kostkę skręciłem po prostu idąc, kolano zaś uszkodziłem na treningu, ale tu mogę mieć pretensje tylko do siebie. Samo bieganie bardzo dobrze mi robi jako osobie niewidomej – to najlepsza rehabilitacja dla mnie, jak może być. Super sprawa, bo osoba niewidoma ma ograniczone możliwosci ruchowe. Gdy ma możliwść wyjścia, pospacerowania, a jeszcze lepiej pobiegania, tylko na tym korzysta. Aktywność fizyczna poprawia kondycję, koordynację ruchową, która jest zaburzona u osoby niewidomej. Oczywiście są trudności z przewodnikami, dlatego mogę tylko dziekować tym wszystkim, którzy mi pomagają.
Biega pan i współpracuje z przewodnikami na własną rękę?
Jestem członkiem klubu Syrenka Warszawa – to klub zrzeszający osoby niewidome i słabowidzące. Takich klubów w Polsce jest kilkanaście, funkcjonują głównie w większych miastach i wszystkie zreszone są w Stowarzyszeniu CROSS. W samym Stowarzyszeniu jest około 10 sekcji sportowych, w tym właśnie sekcja biegowa. Stowarzyszenie pomaga w dotarciu do przewodników, ale i kolejnych niepełnsprawnych. Pomaga też w sprawach formalnych. Finansowo wspieraja nas Państwowy Fundusz Rehablilitacji Osób Niepełnosparawnych czy Ministerstwo Sportu, ale w tej chwili są trudności. Na imprezy dojeżdżamy sami, sami sobie wynajdujemy hotele.
Pod względem sportowym jesteśmy pozostawieni sami sobie – swoje mistrzostwa organizujemy w ramach dużej imprezy, np. Półmaratonu Kurpiowskiego w Ostrołęce. Ale zawsze jestesmy w mniejszości – startuje nas ok. 20 osób niedowidzących i niewidomych. Zresztą w Stowarzyszeniu jest coraz większe zainteresowanie imprezami biegowymi. Bez względu na kategorię niepełnosprawności. Chcemy biegać, chcielibyśmy przyjechać choćby znów do Krynicy...
Serdecznie zapraszamy, chętnie pomożemy z przyjazdem...
… a dziękuję. Jak mówiłem, musimy się zorganizaować, zebrać środki. Nie będzie łatwo, bo wielu z nas nie pracuje, ma różne problemy, ale na pewno się odezwiemy. Dodam, że nie narzucamy się organizatorom, oficjalnie prosimy tylko o zwolnienie całej grupy i przewodników z opłaty startowej. Często też podpowiadamy, by rozdzielali kategorie osób niepełnosprawnych. Za wszystko, co dla nas robią, pięknie dziękujemy. Nie jesteśmy wyjątkowi, tylko mamy może nieco inne potrzeby – o tak bym to ujął.
Co pan porabia na co dzień?
Pracuję w przychodni, jestem masazystą. Dobrze się czuję w tej roli – mam kontakt z ludźmi. Często poznaję różne sytuacje, skomplikowane ludzki losy, a ze nie mam problemów z komunikacją – staram się pomagać. Bardzo sobie to cenię, bo nie muszę siedzieć zamknięty w czeterech ścianach. Lubię swoją pracę – mam to szczęście.
Bez większych problemów poruszam się też po mieście, dzięki biegom mam koordynację, wyczucie odległości. Odbieram wiele bodźców - słuchowych, zapachowych, co zastępuje wzrok. Orientuję się w terenie, jeżdżę komunikacją publiczną, sam, dojeżdżam do pacjentów kiedy trzeba. Jestem w stanie samodzielnie dostać się do miejsca pracy i do domu. Oczywiście jest masa problemów - nagła dziura, wystająca tablica, reklama zamontowana nie tak, jakbym sobie tego życzył. Wielokrotnie się uderzalem, wpadłem nawet do studzienki, ale takie historie się zdarzają. Nie widzę i z tym się muszę liczyć.
Nie zniechęca się pan tak przykrymi zdarzeniami?
Absolutnie. Tak jak nie zniechęcam się niepowodzeniami na trasie. Życie to tor przeszkód i trzeba sobie z nim dawać rady.
Rozmawiał Grzegorz Rogowski