Niewidomy biegacz Grzegorz Powałka: „Życie to tor przeszkód i trzeba sobie z nim dawać rady"
Opublikowane w pt., 31/10/2014 - 10:43
Kim są Wasi przewodnicy?
Przewodnikami są nasi znajomi. Często zgłaszają się też osoby zupełnie postronne, które gdzieś widziały, wyczytały czy usłyszały o nas – biegających niewidomych. Ale na dłużej zostaje z nami może jedna osoba, a czasem zupełnie nikt. Nie mamy o to zupełnie pretensji, bo to jest życie... Nasi przewodnicy to normalni biegacze, startujący w maratonach, dyszkach, piątkach, ultramaratonach, którzy dobrowolnie chcą się odciąć czasami od rywalizacji i pokonać dystans w inny sposób. I pomóc w wolnym czasie.
Jak wygląda bieganie z osobą niewidomą? Jak to wygląda od strony praktycznej?
Niewidomy biegacz i przewodnik są połączeni linką, której końce trzyma się w ręku. Linka może być regulowana, a odległość między zawodnikami to kilkadziesiąt centymetrów. Metr to już jest dużo – nie ma takiej potrzeby. Praktycznie biegniemy obok siebie, prawie czując swoje łokcie. Równo. Przewodnik nie może biec z przodu. Sytuacja, w której przewodnik ciągnie niewidomego biegacza jest bardzo zła, niekomfortowa. Powiedziałbym nawet, że lepiej jest, jak przewodnik biegnie trochę z tyłu, co daje mu możliwość manewrowania parnterem. To ważne.
Najważniejszą sprawą jest to, że przewodnik musi na co dzień biegać szybciej – kiedyś ktoś napisał, że musi być szybszy o pół minuty na kilometrze, by się nie męczył, gdy jego niepełnosprawny parnter „ciśnie”. Coś w tym jest. Idąc 5:10 czy 5:15 min./km przewodnik musi kontrolować tempo i samą trasę – zakręty, podbiegi, nierówności – i reagować odpowiednio szybko, by było bezpiecznie.
Samo opisywanie trasy to kolejna ważna rzecz – niewidomy biegacz musi wiedzieć co ma przed sobą. W praktyce z tym jest różnie – są osoby, które mówią cały czas, a są i takie, które oddzywają się tylko w momentach krytycznych. Ja lubię, jak ktoś do mnie mówi. Dużo i często - „nawierzchnia jest równa, biegniemy prosto, a za 100 metrów wchodzimy w ostry łuk w prawo – 5, 4, 3, 2, 1 skręcamy”. Tak to mniej więcej wygląda w moim przypadku.
Dialogi są ważne w długich biegach, maratonie czy półmaratonie, w którym biegnie się dwie godziny i więcej – mój rekord życiowy to 1:51:50. To sporo czasu, trzeba go jakoś zagospodarować. Na „dychę” biega się oczywiscie szybciej i krócej – osobiście złamałem 49 minut – dlatego więcej się koncentruję niż rozmawiam. Ale gdy przewodnik do mnie mówi, nie rozprasza mnie to.
Czym jeszcze odznacza się dobry przewodnik?
Przewodnik musi być cierpliwy. Trudno jest np. jechać na rowerze, gdy zawodnik biegnie wolno. Utrzymanie tempa przykładowo 10 km/h przez 3 godziny to spora trudność, czynność mocno nużąca, dlatego myślę, że do bycia przewodnikiem też trzeba mieć predyspozycje. Wiele rzeczy jest jednak do wytrenowania, i dla biegacza i dla prowadzącego. Nie jest to skomplikowana sprawa, ale ludzie się boją. „Bo jak coś się stanie” – no to się stanie. Stojąc na przystanku autobusowym można stracić życie, gdy autobus najedzie na wiatę. Takie rzeczy się zdarzają i od nich nie uciekniemy... Rozumiem obawy, ale też zachęcam do współpracy. Nie ma się czego bać. A jeśli naprawdę się nie odważymy, to poszukajmy kogoś, kto to zrobi. Też poczujemy radość z pomocy drugiemu. My to doceniamy.
Ponieważ biegacze są bardzo sprawni, dobrze jest wczesniej z sobą potrenować i dopracować współpracę. To klucz do sukcesu wspólnego biegu, choć są czasami sytuacje, w których treningu nie ma, a biegnie się bardzo sprawnie i szybko. Powiem tak – człowiek myślący i ogarnięty od razu będzie wiedział o co chodzi
Wspomniał pan o przewodniku na rowerze...
Takie rozwiazanie bardzo dobrze się sprawdza na długich dystansach. Mogę skorzystać z picia, którego nie muszę mieć z soba, mogę zmienić koszulkę w trakcie biegu. Rower pozwala na robienie naprawdę dobrych wyników, bo jest szybszy niż biegacz. Z drugiej strony są sytuacje, gdzie z rowerem jest trudniej, np. na dużych imprezach, z dużą frekwencją. Rower przeszkadza biegaczom, bo jest po prostu ciasno.
Co z biegami w terenie?
W terenie biegam mało. Jeśli już, to staram się wybierać teren równy, bez wystających korzeni, gałęzi. Z praktycznych względów preferuję drogi szutrowe, bardzo dobre ze względu na stawy czy kolana. Najlepiej biega mi się po asfalcie i tartanie, ale nie przesadzam z kilometrażem. Startuje w czasami w leśnych zawodach, ale zawsze się spinam. A jak nie ma radości w tym co się robi, to trzeba tego unikać.