Wioletta Frankiewicz o startach na ulicy: „Mierzę wysoko”

 

Wioletta Frankiewicz o startach na ulicy: „Mierzę wysoko”


Opublikowane w czw., 11/06/2015 - 09:27

Kiedy dwa lata temu Wioletta Frankiewicz (na zdjęciu) urodziła dziecko, wielu fanów lekkoatletyki obawiało się, że to oznacza koniec kariery sportowej naszej brązowej medalistki mistrzostw Europy z 2006 r. w biegu na 3000m z przeszkodami. Okazało się jednak, że ambitna zawodniczka nie tylko nie zawiesiła butów na kołku, ale nawet zaplanowała start w... olimpijskim maratonie w Rio de Janeiro. – Jeśli zdrowie na to pozwoli jestem w stanie biegać w granicy 2:26:00 – mówi biegaczka.

W rozmowie z naszym portalem Wioletta Frankiewicz opowiada m.in. o zbawiennym wpływie macierzyństwa na formę sportową, wyjaśnia dlaczego w tym roku nie przebiegnie maratonu, jakie ma plany życiowe po zakończeniu przygody z biegami i czy będzie odradzać córce profesjonalną karierę sportową.

Kilkanaście dni temu na jednym z portali społecznościowych można było zobaczyć zdjęcie Wioletty Frankiewicz z piłkarzem Sewilli Grzegorzem Krychowiakiem. Jak doszło do tego spotkania? Czy okazją był finał Pucharu Europy na Stadionie Narodowym, a może jest to początek jakieś poważnej współpracy zawodowej?

Wioletta Frankiewicz: Podobnie jak Grzegorz Krychowiak od lat jestem związana z marką Puma. Wspominane, bardzo sympatyczne spotkanie było więc częścią większej akcji promocyjnej butów do biegania i piłki nożnej. Niestety ze względu na dziecko, treningi i inne obowiązki nie mogłam sobie pozwolić na pójście na mecz. Ale oczywiście bardzo mocno trzymałam kciuki za Grzegorza i jego drużynę.

Wróciła Pani do treningu po blisko rocznej przerwie związanej z macierzyństwem. Czy ta decyzja była czymś naturalnym? Nie było żadnych obaw? Przecież takie powroty zawsze wiążą się z dużym ryzykiem niepowodzenia. W dodatku zdecydowała się Pani na przejść z bieżni na asfalt i start w maratonie.

Po pierwsze dla mnie ta przerwa była niezwykle ważna. Po latach startów zwyczajnie tego bardzo potrzebowałam. I fizycznie i psychicznie. My kobiety mamy to szczęście, że dane nam jest zrobić sobie dzięki ciąży taką fizjologiczną odnowę biologiczną. Jednym zawodniczkom to służy lepiej, innym gorzej. Ja po urodzeniu córki czułam się na tyle dobrze, że mój powrót do biegania mógł nastąpić bardzo szybko.

Choć początki zapewne były trudne, to pierwszy poważny start napajał optymizmem. Zwycięstwo w październikowym PZU Cracovia Półmaratonie Królewskim z wynikiem 1:12.59 (na zdjęciu) dawał podstawy do tego, by myśleć, że start w Rio de Janeiro jest jak najbardziej realny.

To był naprawdę dobry bieg. A trzeba pamiętać, że warunków nie miałam sprzyjających. Trasa w Krakowie nie jest szybka, a poza tym tego dnia było wyjątkowo zimno. Gdy dodać do tego, że nie czułam się optymalnie przygotowana, narzekałam na problemy ze stopą i achillesem oraz przez dużą część dystansu nie miałam z kim walczyć, to ten start należy ocenić bardzo pozytywnie. Dla mnie istotne było również to, że po zawodach nie byłam zajechana. Czułam, że są rezerwy.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce