Wojciech Koperski: „ZiMNaR uczy systematyczności”

 

Wojciech Koperski: „ZiMNaR uczy systematyczności”


Opublikowane w wt., 14/01/2014 - 09:16

Za nami pierwsza runda warszawskiego Zimowego Maratonu Na Raty ZiMNaR. Uczestnicy podobnego cyklu w Jelczu-Laskowicach/Oławie czy Lublińcu biegali już dwukrotnie. Z Wojciechem Koperskim, organizatorem stołecznej edycji zawodów rozmawiamy m.in. o korzyściach płynących z tej formy biegowego współzawodnictwa i integracji.

To już ósma edycja warszawskiego ZiMNaRu. Pan organizuje ten cykl po raz drugi. Nie było chwili zawahania czy kontynuować dalej pracę kolegi?

Absolutnie nie. Wyszło to całkowicie naturalnie. Mój kolega, który wcześniej prowadził ZiMNaR, a z którym razem biegamy i pracujemy w Wojskowej Akademii Technicznej, miał różne sprawy zawodowo-rodzinne i powoli miał coraz mniej czasu na organizację zawodów. Dodatkowo wyjeżdżał na misje. Żeby to wszystko nie upadło, a tak mogło się stać, postanowiłem działać. Najpierw przez rok mu pomagałem, a od dwóch lat staram się zarządzać cyklem samodzielnie.

I jak idzie?

Chyba nieźle. Zwykle edycję kończy 50 osób. Wszyscy już się znamy. Jednak pojawiają się też nowe osoby.

Ciężko jest ustalić kalendarz tych imprez?

Staramy się mijać z dużymi imprezami i dopasowywać do innych. Myślę tu choćby o zimowych biegach górskich w Falenicy. Niestety nie udało się w tym roku minąć z Biegiem Chomiczówki. Kalendarz imprez jest mocno wypełniony i brakuje dni w ciągu roku, by dopasować się do wszystkich. Zaraz po I etapie tegorocznych zawodów (bieg odbył się w niedzielę 12 stycznia, więcej TUTAJ), część zawodników pojechała na Plac Defilad, gdzie odbywał się orkiestrowy bieg „Policz się z cukrzycą”. Na szczęście my biegliśmy wcześniej.    

Za co polubił pan ZiMNaR? Wcześniej jako biegacz, a później organizator?

Na naszych biegach panuje rodzinna atmosfera. Mamy herbatę oraz pączka w nagrodę. Jednak pączków jest tylko 20, więc trzeba się spieszyć, żeby się znaleźć w „strefie pączkowej” (śmiech). Zawsze po biegu rozmawiamy przy herbacie, choć w niedzielę nie było na to czasu. W ogóle ZiMNaRy stają się coraz popularniejsze i sporo miast w tym uczestniczy. Początki wszystkiego to oczywiście Meta Lubliniec – inicjator cyklu. Medale w większości mamy jednakowe, jest to „centralne” zamówienie z Lublińca.

Zaletą imprez cyklicznych jest także regularność, która wymusza pewien reżim treningowy uczestników….

Zgadza się. Nasze zawody uczą systematyczności. Nawet w niedzielę trzeba się ruszyć spod ciepłej kołdry. Przyjechać tu i pobiegać, często przy niesprzyjających warunkach. Dzięki temu wszyscy uczą się konsekwencji. Jak ktoś złapie bakcyla, to już nikt go nie powstrzyma.

Znam osoby, które zaczęły biegać właśnie na ZiMNaRze w styczniu, w ramach postanowienia noworocznego. Do tego trenowały ciężko, a w kwietniu kończyły maraton. Od dwóch lat nieprzerwanie zwycięża Marek Omszański. Pamiętam, że gdy zaczynał u nas biegać, do mety docierał na ostatnich pozycjach. Dziś, dzięki swojej ciężkiej pracy, wygrywa z dużą przewagą.

Zimnar jest często kojarzony z otoczką wojskową…

Ale ma otwartą formułę. Oczywiście można spotkać tu podchorążych, którzy w tych ciężkich warunkach biegają dodatkowo, przygotowując się zawodów, np. Maratonu Komandosa czy Biegu o Nóż Komandosa. Takich biegów, z błotem, przeszkodami, podbiegami, jest sporo i biegając z nami można się, jak mówią żołnierze, dobrze do nich przygotowywać. Bo ZiMNaR to bieg terenowy, nie korygujemy warunków rywalizacji w żaden sposób. Tam gdzie jest błoto, to jest. I trzeba je pokonać.

ZiMNaR w Warszawie to cykl niszowy. Czy macie jakieś plany bardziej ekspansywne?

Cykl jest niszowy głównie ze względu na budżet. Opłata startowa jest tylko dla uczestników „zewnętrznych” - studenci i pracownicy Wojskowej Akademii Technicznej są z niej zwolnieni. Oczywiście chciałbym, żeby przychodziło tu więcej osób. Staramy się reklamować poprzez fora internetowe. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych, ale też znamy swoje ograniczenia. Choćby ręczny pomiar czasu. Jeśli chcielibyśmy mieć elektroniczny, to musielibyśmy wynająć firmę zewnętrzną. A to już są koszty.

Nasza opłata startowa, wynosząca 12 zł za pojedynczy bieg i 80 zł za abonament na cały sezon wystarczy tylko na medale i wspomniane pączki. To jest bardziej typowa  „zrzutka”. Żeby zorganizować cykl komercyjnie, wpisowe musiałoby być wyższe, czyli takie jak za normalny bieg na 5 km. ZiMNaR jednak nie jeszcze aż tak prestiżowy, by organizować go w sposób komercyjny. My spędzamy tu czas rodzinnie. Twierdzę nawet, że 90% uczestników jest ze sobą powiązanych portalami społecznościami.

Czego życzyć ZiMNaRowi na kolejne tygodnie i lata?

Zimy… wreszcie zimy. Podczas pierwszego etapu spadło trochę śniegu z deszczem, ale to jeszcze nie to. Liczymy na prawdziwą zimę, bo wtedy te zawody mają urok. Biegaliśmy tu jak było ponad -20C. Czekamy więc na zimę, może już 19 stycznia podczas II etapu, na który oczywiście zapraszam czytelników waszego portalu.

Przyłączamy się do zaproszenia, przyglądaliśmy się zawodom. Naprawdę warto.

Rozmawiał Robert Zakrzewski

Tagi:

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce