Zygmunt Berdychowski o ingerencji PZLA w biegi uliczne
Opublikowane w wt., 25/11/2014 - 10:21
Z pomysłodawcą Festiwalu Biegowego i Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdrój rozmawiał Grzegorz Rogowski.
Jak pan przyjął propozycję PZLA dotyczącą zaangażowania się w biegi uliczne? Związek kojarzony był dotąd głównie ze sportem zawodowym...
I tak chyba powinno pozostać. Przede wszystkim dlatego, że siłą która decyduje o rozwoju biegów amatorskich jest przede wszystkim ich spontaniczny, społeczny, samorządowy charakter. Dotyczy to większości biegów rozgrywanych w naszym kraju. Próba narzucenia temu żywiołowemu światu pewnych reguł, pewnych obostrzeń, skończyć może się tylko i wyłącznie znacznym skróceniem listy tych wydarzeń, które dziś budują biegową Polskę i stanowią o jej fenomenie społecznym.
Wydaje się więc, że PZLA powinien skoncentrować swoją energię, zaangażowanie na profesjonalistach – na tych, którzy próbują żyć z biegania. Przedwczesna próba narzucenia reguł i standardów, na realizację których może organizatorów biegów i samych biegaczy po prostu nie stać, doprowadzi na pewno do sporych kłopotów, niepotrzebnych nieporozumień, do zakłócenia fenomenalnego rozwoju amatorskiego biegania.
A propos standardów, nowych rozwiązań. Czy polskie biegi potrzebują dziś wsparcia związku w tym zakresie?
Polskie biegi nie funkcjonują źle. Wprost przeciwnie – rozwijają się fantastycznie, coraz więcej ludzi biega, coraz więcej ludzi startuje w zawodach, co pokazuje, że ta oferta, którą przygotowują organizatorzy biegów – z reguły samorządowi organizatorzy czy organizatorzy reprezentujący sektor samorządowy – jest akceptowalna, przyjmowana przez tych, którzy biegają. To pierwsza część odpowiedzi.
Sytuacja w Warszawie na przestrzeni tego roku pokazuje, że konkurencja w ramach lokalnego świata biegowego, wymusza podnoszenie standardów. Konkurencja wymusza również rezygnację z pewnych rozwiązań, które dotychczas były uważane za naturalne, oczywiste. Próba podniesienia poziomu organizacyjnego, przeszczepienia na tutejszy grunt europejskich rozwiązań, pewnie byłaby uzasadniona. Maraton Warszawski, Orlen Warsaw Marathon czy biegi warszawskiej Triady Biegowej to biegowe okno Polski na świat. Z drugiej strony wszystkie te wydarzenia, konkurując o względy biegaczy, same podnoszą swoje standardy i nie potrzebują do tego pomocy z zewnątrz. Próba wprowadzenia takich standardów – zasobochłonnych standardów podkreślmy, np. w Nowym Sączu, Jaśle, Rzeszowie, a więc w miejscach, do których ten biegowy boom dopiero dociera, gdzie nie mamy dziesiątek tysięcy biegających osób, może spowodować, że nie będzie tam żadnych imprez biegowych. A te, dla umocnienia fenomenu biegów, są niezwykle ważne.
Oczywiście im wyższy standard każdej imprezy, tym lepiej. Uważam, że powinny być one sukcesywnie wprowadzane, a imprezy rozwijane. Ale na tę chwilę należałoby jednak iść w stronę rozwiązań, które proponuje Festiwal Biegowy, czyli rynkowa odpowiedź na realne potrzeby biegaczy, będąca pewnym procesem, wieloletnim działaniem w coraz to większym i szerszym zakresie, a nie administracyjna ingerencja, która w zamierzeniu ma przynieść pozytywne konsekwencje, ale najprędzej zagrozi temu, co naturalnie, samo z siebie tak pięknie się rozwija.