Bieg 7 Dolin - 100km walki z ciałem, z bólem, z czasem...
Opublikowane w wt., 09/09/2014 - 12:43
Mój własny Wielki Sukces
Bieg 7 Dolin planowałam od dawna. Ci, którzy śledzą moje zapiski wiedza, że to nie była spontaniczna decyzja pod wpływem emocji. Udział w tym przedsięwzięciu był przemyślany. A może jednak nie do końca? Nie wiem. Trzy miesiące wytrwale trenowałam, wydawało mi się, że biegam naprawdę sporo, że się nie lenię, bywało, że nie dałabym rady więcej biegać nawet gdybym miała więcej czasu... Dwa miesiące wcześniej pobiegłam 50km w górach i złamałam 6 godzin. Nie było łatwo, ale po tamtym biegu zyskałam wiarę, że całkiem mocna ze mnie babka. Po starcie w Krynicy myślę, że trenowałam za mało i nieodpowiednio. Albo to po prostu nie był mój dzień. W dalszym ciągu myślę, że gdyby nie problemy z układem pokarmowym mogłabym pobiec to lepiej. Walka z bólem odebrała mi sporo sił, nie mówiąc już o czasie, który zmarnowałam na przymusowych postojach. Ukończyłam z wynikiem 16:34:29. I to jest mój sukces.
Gdzieś po drodze kiedy przeżywałam kolejny kryzys i traciłam wiarę w siebie mamrocząc, że nie chcę być ostatnia, jakiś biegacz zawołał do mnie „To nieważne, robisz to tylko dla siebie, pamiętaj…”. To była najbardziej budująca rzecz, jaką usłyszałam. Kimkolwiek był ten facet – bardzo mu dziękuję, bo przypomniał mi rzecz najważniejszą: nie startuje się w takich biegach dla poklasku, żeby się pochwalić, żeby wpisać sobie super wynik w biegowe portfolio. Robi się to dla siebie, żeby poznać własne granice, poznać siebie, czasem od zupełnie innej strony. Co z tego, że się łamię, że potrafię się popłakać, że potrafię zwątpić… Nie zawiodłam się na sobie, bo się nie poddałam! Mimo wszystko – wytrwałam do końca. Teraz wiem, że chociaż może fizycznie nie jestem jeszcze ultra-mocna, to psychicznie mam siłę. Pokonałam tę setkę głową.
Bieg ukończyło 489 osób, z ponad 700, którzy wystartowali na dystansie 100km. To dla mnie naprawdę ogromny sukces, że znalazłam się wśród tych, którzy dotarli na metę w limicie. Tym większy, że musiałam pokonać naprawdę absurdalną porcję bólu. Żeby było „weselej” teraz, dwa dni po Krynicy w dalszym ciągu odkrywam „inny wymiar fizycznego bólu”. Ze zdumieniem zobaczyłam w wynikach, że byłam 5-a w mojej kategorii wiekowej K30.
Kiedy w sobotę padłam na łóżko wieczorem w głowie kołatało mi „nigdy, przenigdy więcej”. Wczoraj zaczęłam myśleć co trzeba by poprawić w treningu. Dziś myślę o tym jak najszybciej się zregenerować, żeby móc sobie trochę pobiegać…