Dzikie tłumy pobiegły na Tylicz - nocą i pod górę [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 06/09/2014 - 00:10
Pierwszy dzień festiwalowych zmagań zakończył Bieg Nocny na dystansie 5 km. Wcześniej atmosferę podgrzał zespół Brathanki, którego koncert odbywał się na scenie usytuowanej tuż obok startu. Biegacze mogli się rozgrzewać w rytmie skocznych melodii. Nawet ustawieni na linii startu podrygiwali w rytm muzyki, podśpiewując „Gdzie ten, który powie mi...”. Po 22:00 wspólne odliczanie poprzedziło start.
Emocje dosłownie porwały biegaczy. Wśród startujących nie brakowało śpiewów i radosnych pozdrowień. Niektórzy założyli latarki czołówki albo odblaskowe elementy odzieży. Dzięki temu Deptakiem przepłynął świetlisty korowód złożony z ponad czterystu osób. Nieomal tak samo liczna grupa dopinogwala zawodników.
Chociaż Bieg Nocny to zaledwie 5 km, połowa prowadzi pod górę. Dla wielu był to pierwszy start i pierwszy tak długi podbieg. Techniki były różne – jedni słuchali muzyki, inni koncentrowali się na patrzeniu pod nogi, inni przechodzili do marszu a niektórzy stosowali siłę sugestii. – Tu nie ma żadnej góry, żadnego podbiegu. No zobacz! – powtarzał tuż za mną męski głos. Jego towarzyszka nie podzielała entuzjazmu, narzekając, że ciągle jest pod górę. Sama, będąc już prawie na górze, pomyślałam, że za chwilę będę zbiegać w dół, żeby... jeszcze raz pokonać to samo wzniesienie w drodze do hotelu. Demotywujące.
Trasa z nawrotem w połowie pozwoliła zobaczyć rzeszę biegaczy – zarówno tych przede mną, jak i za mną, przybić kilka piątek znajomym (i nieznajomym), pozdrowić parę osób. Dzięki temu bieg, chociaż niełatwy, miał niezwykłą atmosferę. Do jej powstania przyczynili się także kibice. Byłam zaskoczona, że o tej porze na ulicach niewielkiej miejscowości całe grupy przyszły pokibicować nocnym biegaczom. Nie brakowało motywujących haseł, pocieszania, że do góry już niedaleko (tak, jeszcze tylko 2 kilometry...) a nawet... częstowania piwem.
- Było trudno, cały czas pod górę. – mówiła na mecie Danusia – Byłam trochę zaskoczona trasą. Ale atmosfera wspaniała. I nawet jestem zadowolona z wyniku. – kiedy opowiada o biegu, jej córka i mąż robią zdjęcia. Przyjechali kibicować i startować a dziś dali się porwać festiwalowej atmosferze podczas koncertów. – Wspaniałe miejsce. Dopiero dziś przyjechaliśmy, ale już się nam podoba!
Na trasie biegu nie brakło wyjątkowych biegaczy. Paweł Mej, znany z biegania boso, również nocną trasę przebył bez butów, niosą polską flagę. Do mety dotarł razem z Robertem Pawłowiczem, który trasę pokonał o kulach. I nie byli ostatnimi zawodnikami. Zebrali ogromne brawa, jak każdy finiszujący. A to dopiero początek festiwalowych emocji...
KM