Iron Run: Znamy największych twardzieli biegowych w Polsce!
Opublikowane w ndz., 07/09/2014 - 15:00
O dobrym miejscu na mecie decydowało dobre przygotowanie kondycyjne, ale także dobra strategia. Świetnym taktykiem okazał się Oskar Mika. Od początku utrzymywał się w czołówce, ale swoje starty potraktował, jak rozgrywkę szachową.
W ostatnim dniu zmagań miał przed sobą dwa biegi. Bieg na Jaworzynę na dystansie 4km, potraktował jak rozgrzewkę przed wielkim finałem. Oszczędzał siły, by dać z siebie wszystko na trasie Koral Maratonu. O klasie tego zawodnika świadczy fakt, że w swoim osmym biegu, trzeciego dnia zmagań, po ciągle jeszcze obecnym w nogach 36-kilometrowym biegu górskim, zdołał złamać 3 godziny podczas maratonu. W całym cyklu zajął drugie miejsce, ze stratą zaledwie 6 minut do zwycięzcy.
Tuż za podium uplasował się Marcin Stokowiec. To niezwykłe osiągnięcie dla debiutanta.
- To mój pierwszy tego typu występ. Nigdy nie biegałem tylu kilometrów w tak krótkim odstępie czasowym. Do tej pory było maksymalnie 30 km za jednym zamachem, a tu blisko siebie znalazły się: i bieg górski 36-kilometrowy i maraton. Na start zdecydowałem się tydzień temu, długo się zastanawiałem, jak to będzie wyglądało i jestem naprawdę zadowolony - powiedział nam Marcin i wyjaśnił, jak czuje się debiutant po pokonaniu takiego wyzwania:
- Powoli dochodzę do siebie, ale jestem bardzo zmęczony. Oczywiście pozostaje duży, nawet bardzo duży niedosyt, bo do trzeciego miejsca straciłem około trzech minut. Tylko trzech minut, bo mam w nogach 8 różnych biegów i 118 kilometrów. Z drugiej strony mogę się chyba czuć jak zwycięzca, bo ukończyłem rywalizację. Nie wszystkim się to udało.
Jemu się udało, bo to zdyscyplinowany zawodnik, który potrafi się skoncentrować na rywalizacji i regeneracji, a nie jest to proste. Na Festiwalu wiele się dzieje. Są targi, wykłady, koncerty. Marcina to wszystko ominęło.
Finiszerem całego cyklu został także Ambasador PZU Festiwalu Biegowego Marek Grund.
- Do Iron Run zapisałem się w pierwszych dniach rejestracji do Festiwalu. Specjalnie się przygotowywałem do tej konkurencji . Było bardzo trudno, szczególnie jeśli chodzi o regenerację pomiędzy biegami, a zwłaszcza sen. W piątek wieczorem kończyłem 5 km, a po czterech godzinach ruszałem w góry na 36 km. Kończąc bieg rano już musiałem się przygotowywać do Życiowej Dziesiątki. I to były chyba te najcięższe momenty... opowiadał na mecie Marek. Zapytany, czy za rok po raz trzeci podejmie wyzwanie stwierdził, że tak. - No chyba że pan Berdychowski dołoży kolejne biegi i kilometry, czego bym nie chciał. Taka formuła jak w tym roku jest już bardzo wymagająca, oczywiście bardzo ciekawa - podsumował.
IB / wsp. GR