Miał pobiec w B7D ale pomylil termin biegu. Wystartowal w Koral Maratonie i... wygrał auto! Rafał Biskup z Warszawy
Opublikowane w pon., 08/09/2014 - 10:32
Rozmowa ze zwyciezcą koralowej loterii PZU Festiwalu Biegowego.
Co pan poczuł gdy spiker wyczytał pana nazwisko?
Byłem w szoku. Po prostu. Nie spodziewałem się kompletnie, tym bardziej że o 16:30 miałem autobus do Tylicza i już miałem iśc, bo ceremonia się przeciagała. Mówię sobie – idę idę, ale myślę też „a co jak się okaże, że mnie wylosują?” i ten jeden jedyny raz w życiu przegapię szansę taką okazję. Stwierdziłem więc, że poczekam. Gdy padła nazwa Sosnowiec pomyślałem, że chyba nie warto czekać i podniosłem plecak. Po chwili słyszę - „Rafał”, „Biskup”. Szok, nie wierzę...
Doszły nas słuchy, że miał pan wystartować w zupełnie innym biegu Festiwalu...
Tak. Przyjechałem tutaj na Bieg 7 Dolin, który wcześniej opłaciłem. Przez cały czas byłem przekonany, że jest on w niedzielę o 3 rano. W piątek spojrzałem na rozpiskę i odkryłem, że jest w sobotę o 3 rano. Byłem załamany, ale wsiadłem w pociąg i autobus do Krynicy z postanowieniem przebukowania się na niedzielny Koral Maraton. Tak zrobiłem.
Było warto...
No tak. Szczegółnie, że wnosząc wpisowe do biegu, bo taki jest regulamin Festiwalu, uszczupliłem swój porfel na powrót do domu (śmiech). Teraz będzie czym wracać – bak pełny, auto gotowe do drogi... Szok...
Biega pan maratony na co dzień?
Tak, biegam maratony; w kwietniu startowałem w Orlen Warsaw Marathon. Koral był moim czwartym maratonem, jeśli dobrze to liczę. Najlepszy wynik to 3:51. Dziś było 4:05. W ubiegłym roku pobiegłem 66 km w Krynicy, w tym roku miała być setka, na przekroczenia kolejnej granicy... Nie udało się, ale dobrze się złożyło.
Bardzo dobrze nawet...
Byłem załamany oglądając w sobotę ultrasów wbiegających na deptak. Rozmawiając z dziewczyną przez telefon powiedziałem, że czuję się jakby mój zespół wystąpił na scenie beze mnie. Nie do opisania co wtedy czułem...
Dziewczyna już wie o nagrodzie?
Jeszcze nie. Nikomu nie mówiłem (rozmawaialiśmy około kwadransa po losowaniu – red.). Ale historia... (łapie się za głowę).
Jak się biegło pod Romę, Jastrzębik?
Ciężko. Tutejsza trasa jest bardzo trudna. Bardzo długie podbiegi, męczące. Dlatego jak dla mnie ten czas 4:05 jest rewelacyjny. Przynaję, że celowałem w czas poniżej 4 godzin, ale po tym co zobaczyłem na trasie chyba nie mogło być lepiej.
Co pan robi na co dzień?
Jestem muzykiem. Gram 20 parę lat. Czy zawodowo? Niechciałbym używać tego słowa – wydałem trochę płyt, dobrych jakościowo płyt, ale nigdy nie traktowałem tego jako zawód, tylko jako hobby, coś co po prostu lubię i co sprawia mi frajdę. Zawsze gram ze znajomymi...
Z jaką formacją jest pan związany obecnie?
Dziady Kazimierskie. Gramy uliczny folk zawadiacki – tak to określamy. Takie lekko akustyczne bajdurzenie, większość piosenek jest o Kazimierzu Dolnym. Wcześniej grałem punkrocka.
Od kiedy pan biega?
Od 8 – 9 lat. Hobbystycznie, ale dużo. Po prostu to lubię. Tydzień bez biegania jest dla mnie tygodniem straconym. Zazwyczaj staram się biegać 4 razy w tygodniu, tak do 10 km. Raz na jakiś czas coś większego – powiem szczerze, że od paru miesięcy szykowałem się na Bieg 7 Dolin i załamałem się tą całą historią... Ale chyba się jednak cieszę (śmiech).
Przyjedzie pan do Krynicy za rok?
Oczywiście, nawet rozmawiałem wczoraj z dziewczyną i powiedziała, że przyjedziemy na miejsce 2 dni wcześniej, żeby nie przydarzyło się nic złego, że będę lepiej przygotowany. Przyjadę oczywśicie samochodem, zabiore dziewczynę, syna... Ale historia!
Rozmawiał GR