Mój B7D. Jest radość... I to wszystko czego nie da się opisać słowami...

 

Mój B7D. Jest radość... I to wszystko czego nie da się opisać słowami...


Opublikowane w pon., 15/09/2014 - 10:55

Ostatni punkt Bacówka – 13h10m. Wiele nie zabawiamy, lecimy już niesieni adrenaliną na Runek. Mijamy już kilka osób, ktoś schodząc (turyści) krzyczy i dopinguje. Wiedziałem, że z Runka jest 9 km do mety i zasadniczo w dół.

Czas leci, my też poganiamy się nawzajem. Lekko pada, błota coraz więcej, ale to już nie przeszkadza. A ja jestem w coraz lepszej kondycji - dzwonię do żonki, że będziemy za godzinkę. Już się cieszę na spotkanie, a we mnie jakieś siły nadprzyrodzone wstąpiły. Coraz częściej spoglądam na Krzyśka, bo chciałem z nim wbiec na metę razem, ale widzę, że zostaje a przed nami kilkanaście osób co chwila kogoś mijamy.

Ok. 1 km do wiatrołomów a wiedziałem, że tam można utknąć za wolniejszymi i ruszyłem ostro. 1, 2, 3, 5, 6 - już przestałem liczyć. Ostatniego wyprzedziłem tuż przed pierwszym powalonym drzewem. Jak dobrze znać trasę - pomyślałem teraz. Jak kozica skakałem po powalonych drzewach.

Do mety tuż tuz już słychać było spikera w oddali. Już nie oglądałem się za siebie, wiedziałem, że Krzysztof utknął za tymi, których minąłem. Jeszcze dwie osoby same mi schodzą z drogi, bo lecę jak waryjot na złamanie karku - nogi same niosą.

Jeszcze ostatni zbieg i jestem w Krynicy. Kostka, jakieś 500 metrów na metę. Czuję powoli smak zwycięstwa swojego zwycięstwa. Policjant wstrzymuje auta, wpadam na ulicę. Jeszcze jeden zakręt w lewo i długa długa prosta. Słyszę „dawaj Sławek” - to Arek, czekają na mnie!. Na deptaku mam speed’a, mijam dwie kolejne osoby i widzę w oddali zegar 14:35 cos tam... To już nie ma znaczenia – myślę.

Słyszę oklaski ludzie wiwatują, jakbym conajmniej wygrywał. Dziękuję im i wpadam na metę!

Cieszę się ale wymarzonej euforii nie ma. Jestem zbyt zmęczony. Wypatruję żonę Grażynkę z synem i całą masę znajomych. Odbieram medal, na który przyszło mi czekać 14:36:31... Ale nie - czekałem na tą chwilę od czasu, kiedy zdecydowałem się biec tą setkę. Ponad 11 miesięcy...

Jest radość... I to wszystko czego nie da się opisać słowami...

Sławomir Nosal

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce