Biegiem na Piątkę otworzyli weekend z maratonem w Rzeszowie [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 18/10/2014 - 16:08
Dwa oblicza miał Bieg na Piątkę inaugurujący weekend z New Balance Maratonem Rzeszów. Elita z Kenijczykami i Ukraińcami na czele prężyła muskuły w walce o wysokie jak na polskie standardy nagrody finansowe, amatorzy zaś cieszyli się każdym metrem trasy pokonywanej dziś wzdłuż Wisłoka.
Premierowy tego typu bieg w podkarpackiej stolicy ściągnął na start blisko 350 zawodników – 348 dotarło do mety, zlokalizowanej podobnie jak start na placu eventowym CH Millenium Hall. Sprawny odbiór pakietów, dłuższa niż zwykle rozgrzewka – od rana w Rzeszowie było bardzo chłodno – i punktualnie o godz. 12:00 wiceprezydent miasta Tadeusz Sieńko odpalił pistolet startowy.
Jak z rakiety strzelili Kenijczycy z Benedek Team, w tym dobrze znany uczestnikom PZU Festiwalu Biegowego Abel Kibet Rop. Przez dłuższy czas kroku dotrzymywali mu kompani z Benedek Team Gilbert Kipkosgei i Nelson Cherutich, ale po przekroczeniu granicy 4 km stało się jasne kto zakończy bieg w glorii zwycięzcy. Ropa i Kipkosgei dzieli co prawda tylko 4 sekundy, ale to róznica między biegaczami na dystansie całego biegu była o wiele bardziej widoczna.
Za plecami Afrykańskich rywali bój o kolejne lokaty toczyli przedstawiciel teamu sponsora imprezy Artur Kern i rzeszowiani Michał Gąsiorowski z Ukraińcami – Pavlo Veretskim i Sergijem Fiskowiczem. Ostatecznie to Kern okazał się najlepszym z tej grupy, mimo że już od drugiego kilometra zmagał się ze skurczem. – Biegło się ciężko, ale – stwierdził krótko na mecie.
Kern nie ukrywał planu na bieg. – Chciałem wygrać. Poszedłem za pierwszym Kenijczykiem, ale ściłeo mnie na trasie. Stąd czwarte, a nie lepsze miejsce. Myślę też, że gdybym mądrzej rozłożył siły, była szansa na drugie-trzecie miejsce. Podjąłem ryzyko i skończyło się tak, jak skończyło – analizował biegacz New Balance Team, który często, chętnie i z sukcesami biega w Rzeszowie. Na swoim koncie ma już m.in. trzy triumfy w Biegu Solidarności.
Wśród Pań bezkonkurencyjna była inna reprezentantka Benedek Team Peris Cherono. Drugą na mecie Tatianę Vilisową z Rudnika wyprzedziła o 18 sekund. Podium uzupełnił - inna z biegaczek LKB - Lilia Fiskowicz. Tuż za podium finiszowała Ambasadorka imprezy Matylda Kowal (Szlęzak). Podczas dekoracji zwycięzców nie było zawodnika czy zawodniczki, który zebrał by dłuższe i bardziej gorące brawa. Gratulujemy znakomitej postawy!
Pełne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
Jak ciekawa i potrzebna była to impreza dla Rzeszowa i całego podkarpacia, pokazały zmagania amatorów. W stawce przeważali mieszkańcy Rzeszowa i okolicznych miejscowości, którzy nie mogli sobie odmówić przyjemności pobiegania w stolicy regionu. Takich jak m.in. weteranka polskich biegów ulicznych, nestorka polskich biegaczy Zofia Turosz z Żółyni. – Wystartowałam mimo kontuzji, ale nie mołgo być inaczej, bo zawsze startuje na Podkarpaciu. Wbrew pozorom nie ma tu dużo biegów, dlatego nie mogłam przegapić okazji – opowiadała nam na mecie p. Zofia, której... na razie nie możemy odnaleźć w wynikach (wynik ok. 29 minut). Gorąco zachęcała kibiców do biegania.
Dla rodziny Kołodziejów bieg miła wymiar szczególny, bo pozwolił spotkać się po dłuższej przerwie całemu 4-osobowemu rodzeństwu. – Urodziliśmy się w Rzeszowie, ale w tej chwili dzielą nas setki, jeśl kilometrów - Londyn, Manchester, Warszawa, Rzeszów. Bieg był okazją do zarządzenia zjazdu rodzinnego. Widzimy się tylko dwa razy w roku i zdecydowaliśmy, że gdzie jak gdzie, ale w Rzeszowie musimy pobiec razem – opowiadali nam na mecie Iza, Konrad, Kuba i Łukasz Kołodziej.
Z kolei dla pani Barbary z Rzeszowa, Bieg na Piątkę był to dopiero drugim startem w karierze. - Nie byłoby mnie jednak tutaj, gdyby nie znajomi. Raczej truchtam sobie po osiedlu, a 5 km pokonuje tylko raz w tygodniu. Trenuje zresztą głównie na siłowni i na bieżni. Ale było warto – cieszyła się na mecie nasza rozmówczyni. Dopytywana o maraton trzeźwo odpowiedziała, że najpierw będzie „dycha”, a bieg na królewskim dystansie „jeszcze poczeka”, – Może za dwa, trzy lata...
Premierowy bieg wypadł okazale. Sznur biegaczy ciągnący się po rzeszowskich bulwarach to zawsze przepiękny widok. Gdyby jeszcze kibice chcieli pojawiać się w innych miejscach trasy niż tylko start i meta (gorący doping jak na niejednym maratonie), byłoby perfekcyjnie. Ale przed jutrzejszym maratonem można to jeszce poprawić, do czego gorąco zachęcamy mieszkańców miasta – w dużej mierze to od Was będzie zależało, czy zawodnicy będą chcieli tu wracać...
GR