Gwiazdy tańczyły na lodzie w Pucharze DOZ Maratonu Łódzkiego
Opublikowane w pon., 16/02/2015 - 08:46
Po ostatnich odwilżach i nocnych przymrozkach większość trasy niedzielnej edycji pucharowego biegu w Łodzi przypominała lodowisko. Wskutek wykonywanych w lepszym lub gorszym stylu łyżwiarskich figur, niektórzy zawodnicy wpadali na metę mocno poobijani albo z nadwyrężonymi stawami.
Relacja Kamila Weinberga
Dystans czwartych zawodów w cyklu teoretycznie wynosił 20 kilometrów. W praktyce leśna pętla w Arturówku ma 5 km z hakiem, więc pomnożona przez cztery dała z dobrym przybliżeniem półmaraton. W opisanych okolicznościach przyrody okazał się on dla wszystkich startujących niezłym wyzwaniem.
Wśród ponad 200 uczestników zwyciężyli niezawodni łódzcy Szakale Bałut: Monika Kaczmarek i Maurycy Oleksiewicz. W chwili pisania relacji nie mam jeszcze pełnych wyników, pojawią się one TUTAJ. http://www.wynikionline.pl/
Dzień wcześniej wraz z ich klubowymi kolegami podjąłem się poprowadzenia biegowej wycieczki po moich ulubionych szlakach na zachód od Łodzi. Wyszło z tego 30 km po lodzie i błocie, z prawdziwie górską końcówką na dawnym poligonie. Nic dziwnego, że już przed startem czułem się zmęczony i wiedziałem, że dzisiejszy bieg będzie na przetrwanie.
Mimo posiadania o 20 minut lepszej półmaratońskiej życiówki, ruszyłem z mało ambitnym planem złamania dwóch godzin. Oprócz początkowego kawałka po asfalcie, większość ścieżek pokryta była lodem. Trasa, choć znana, za każdym razem zaskakuje innymi warunkami. Założenie nakładek z kolcami na buty okazało się dobrym pomysłem. Niewiele płaskich odcinków, prawie cały czas długie, łagodne podbiegi i zbiegi. Pierwsze kółko zgodnie z planem weszło w nieco ponad 29 minut.
Drugie podobnie. Trzecie, mimo wspomagania żelem energetycznym, nieznacznie ponad pół godziny, ale ciągle miałem zapas do założonego czasu. Cały misterny plan zaczął się sypać na 3-4 km przed metą, kiedy zaczęło mnie odcinać energetycznie. Dopiero gdy doszła mnie grupka biegaczy, włączyła mi się resztka ambicji.
Uciekłem im na kilkadziesiąt metrów i postanowiłem dać z siebie wszystko na tej końcówce. Jak się chce zrobić Rzeźnika Ultra w 24-godzinnym limicie, to nie ma nic za darmo. Przed ostatnim zakrętem usłyszałem spikera: wbiega następny zawodnik, jeszcze kilkanaście sekund zostało do złamania dwóch godzin! Zobaczyłem odliczający zegar. Wpadłem na kreskę 4 sekundy przed czasem.
Po złapaniu oddechu chwilę porozmawiałem z dwójką zawodników, z którymi ścigałem się na końcówce. Warunki fatalne, a nawet trochę gorzej - stwierdzili zgodnie zdyszanymi głosami. Ludmiła z Pabianic walczyła do końca i na ostatnim okrążeniu jeszcze przyśpieszyła. Miała nadzieję, że na 25-kilometrowej edycji będzie łatwiej.
Chwilę później, mocno utykając, na metę wpadł Czarek. Po zakręceniu efektownego piruetu na lodzie nadwyrężył wiązadła w kolanie i, jak sam opowiedział, ukończył bieg na jednej nodze. Ogromny szacunek za walkę do końca!
Dla Szakala Bałut Andrzeja Pietrzaka, zdobywcy 4. miejsca, bieganie to nie jest sport typowo zimowy. Stwierdził jednak, że wspaniała atmosfera i dobra zabawa zrekompensowały pogodowe niedogodności. Zapytany, czy lepiej mu się biega jako czarny czy biały (przed tygodniem na karnawałowej przebieranej edycji Grand Prix Łodzi City Trail zmienił kolor skóry) odpowiedział, że nie ma różnicy, gdyż wewnątrz i tak ma czarny charakter...
Jedynym towarzyszem wczorajszego 30-kilometrowego wybiegania, który oprócz mnie zdecydował się dziś wystartować, był Piotrek Warych. Mimo narzekania na bolące mięśnie po wczorajszym przeczołganiu na poligonie, na mecie i tak mi dołożył około minuty. Pierwszy raz pokonał ponad 50 km w dwa dni. Myśl o maratonie póki co odrzuca jak najdalej. Wszyscy jednak wiemy, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc kto wie, czego jeszcze możemy się spodziewać po tym obiecującym biegaczu.
Ostatnia edycja tegorocznego Pucharu Maratonu, na dystansie 5 okrążeń (ok. 26 km), już 15 marca. Ciekawe, jakie warunki zaserwuje nam nasza nieprzewidywalna zima. Jakie by nie były, na pewno będzie zabawa i będzie się działo...
Kamil Weinberg