Znany ultras znaleziony martwy. Nie powiedział gdzie biegnie...
Opublikowane w śr., 03/02/2016 - 13:06
Todd Ragsdale, utytułowany ultramaratończyk z Oregonu wyszedł na krótkie bieganie na wzgórza w pobliżu Ashland. Nie zostawił informacji o trasie swojego treningu ani o dystansie, który zamierzał pokonać. Chociaż miał na koncie wiele imprez, a nawet był rekordzistą w biegu 24-godzinnym (2010), tym razem miał tylko rozbiegać kontuzję.
Gdy nie wrócił do domu, przed ekipą poszukiwawczą stanęło trudne zadanie. Człowiek, który bez problemu przebiega 160 km nie jest łatwy do znalezienia. Teren poszukiwań był ogromny. Lokalne biuro szeryfa miało do przeczesania 380 000 metrów kwadratowych. Poszukiwaniom nie sprzyjała również pogoda. Opady śniegu, niska temperatura, duża wilgotność skutecznie męczyły funkcjonariuszy.
Z pomocą przyszli oregońscy biegacze, którzy dobrze znali Tedda Ragsdale'a. Ultras startował w lokalnych biegach, często wyróżniając się przebraniem. Zdarzało mu się biec wyłącznie... w kilcie. Z kolei 164,22 km, które przyniosły mu rekord w biegu 24-godzinnym, pokonał na boso.
Do akcji poszukiwawczej przyłączyła się ponad setka wolontariuszy. Ich pomoc miała znaczenie. Każdy z nich trenował na wzgórzach w parku Lithia na co dzień. Znali każdą biegową trasę. Lokalne firmy wspomogły ich zapewniając jedzenie i ciepłe napoje na czas akcji.
Niestety wysiłek lokalnej społeczności nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Todd Ragsdale został znaleziony martwy. Mimo niskiej temperatury miał na sobie krótkie spodenki i lekką kurtkę. Nie wiadomo jednak, czy wychłodzenie mogło się przyczynić do jego śmierci. Miejscowy szeryf poinformował, że nie znaleziono śladów przestępstwa i obiecał więcej informacji po sekcji zwłok. Niestety oświadczenie The Jackson County Sheriff’s Office nie wyjaśnia, co było przyczyną śmierci. Potwierdza jedynie, że udział osób trzecich został wykluczony.
Biegacze wstrząśnięci tymi doniesieniami nadal oferują swoje wsparcie finansowe i organizacyjne przy pogrzebie.
„Spodziewam się nawet 400-500 osób na pogrzebie” - napisała w komentarzach na Facebooku, żona Tedda Ragsdale’a i zaprosiła na wszystkich na 5-kilometrowy bieg, w którym ona i znaczna część ekipy poszukiwawczej wezmie udział w najbliższy weekend.
Historia Tedda Ragsdale'a przypomina niestety tragedie, które wydarzyły się w Polsce.
- Jeśli wychodzimy na trening, to dobrze jest powiedzieć komuś gdzie biegniemy i o której planujemy powrót. Jeśli nie będziemy długo wracali, zawsze będzie ktoś, kto zainteresuje się naszą nieobecnością. Dobrze jest też mieć przy sobie zapisany kontakt do kogoś bliskiego - mówiła nam policjantka, opisując sprawę biegacza, który zmarł podczas treningu w Warszawie. Nie miał przy sobie dokumentów i tylko dzięki biegaczom udało się go zidentyfikować. Warto wziąć sobie rady policji do serca.
IB