Malutko wiosny w wiosennym Maratonie Leśnik. Na podium fani Krynicy, niespodziewany zwycięzca [ZDJĘCIA]
Opublikowane w ndz., 14/04/2019 - 03:01
W wiosennej odsłonie Maratonu Leśnik 2019 była zima, była późna jesień, a najmniej było… wiosny. Takie są góry, takie są polskie klimat i pogoda. Takie, czyli kompletnie nieprzewidywalne, a w kwietniu niesamowicie kapryśne. Rok temu była słoneczna "lampa", tym razem na trasie 46-kilometrowego biegu po Beskidzie Małym i Żywieckim zalegały śnieg, woda i dużo błota, było zimno wzmagane dużą wilgotnością, a do tego jeszcze wiatr, mżawka i gęsta mgła. Choć trzeba przyznać, że ta ostatnia tworzyła na szlaku bajkowy, tajemniczy klimat…
Na piątym już wiosennym (pozostańmy jednak przy oficjalnej nomenklaturze) Leśniku była znowu nowa trasa, bo Michał Kołodziejczyk jest organizatorem kreatywnym i nie ustaje w poszukiwaniu ideału, czyli staraniach, jak by tu biegaczom utrudnić życie. Było też parę innych jeszcze drobnych zmian: początek biegu przesunięty z godziny 7 na 9 i tym razem nie ze stadionu LKS Zapora w Porąbce, skąd po zbiórce i odprawie wszyscy ruszyli na oddalone o kilkaset metrów nowe miejsce startu, po drugiej stronie głównej drogi przez miejscowość.
Bez zmian było jedno, za to najważniejsze: solidny łomot, który biegaczom spuściła maratońska trasa. W myśl zasad Michała Kołodziejczyka „no przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo” i „ceni się tylko to, co się z trudem osiąga”. Ponad 2,5 tysiąca metrów przewyższenia i trudna technicznie trasa zbaczająca ze szlaków, po schowanych w błocie kamieniach, czasem zarośnięta i wiodąca przez krzaczory, sponiewierały amatorów mocnych biegowych wrażeń. Bo na Leśnika przyjeżdża się głównie po to, żeby dostać mocno w kość. A Leśnik chętnie to życzenie spełnia.
Że to na tej właśnie imprezie jesteśmy, pokazał od razu początek: już po kilkudziesięciu metrach zaczęło się solidne podejście, trwające (z niewielkimi przerwami) do 11 km i rozwidlenia tras Leśnika i PółLeśnika. Potem fajne, urokliwe (chociaż wcale niełatwe!) 25 km, na którym można było sobie trochę pobiegać, a na koniec – znów klasyka gatunku reżysera i scenarzysty Kołodziejczyka, czyli dwie sztajchy plus kilka nieco mniejszych podejść na ostatniej „dysze”, w tym pionowe niemal 500 metrów „na dobicie”, bo na przedostatnim kilometrze! Przekleństw i wyzwisk, nie tylko pod nosem, na „pomysłowego” organizatora biegacze jak zwykle nie szczędzili…
Maraton Leśnik Wiosna (raz jeszcze: hahaha!) 2019 zakończył się niespodzianką. I to chyba nawet sporą… Wygrał, dość zdecydowanie, Tomasz Dejas z Mysłowic-Wesołej z czasem 5:02:21, „dokładając” ponad 8 minut ubiegłorocznemu hegemonowi Leśnika, nie tylko wiosennego, ale całorocznego (wygrał wszystkie 4 biegi, w każdej porze roku) Pawłowi Przybyle ze Szczyrku (5:10:40).
"Gdzie jest ten gość, który wymyślił tę trasę?" Maraton Leśnik jeszcze trudniejszy niż zwykle
Leśnik (wykrakał) jesień [ZDJĘCIA]
Zaskoczeniem to było nawet dla samego triumfatora. – Ja nie sądziłem, że tu coś osiągnę, więc nie mówmy o łamaniu czegokolwiek – odpowiedział Tomasz Dejas zapytany, czy nie żałuje, że nie zdołał „złamać” 5 godzin. – Jedyne, co planowałem, to po prostu ukończyć ten bieg. Zacząć "lajtowo" i spokojnie, elegancko biec do mety – mówi. Szybko jednak okazuje się, że Tomek nie jest biegaczem przypadkowym. W 2017 r. przebiegł w Krynicy Bieg 7 Dolin 100 km w czasie poniżej 13 godzin, a w tym roku, na 10 TAURON Festiwalu Biegowym, szykuje się na Brubeck Iron Run!
Mgnienie oka za Pawłem Przybyłą finiszował Paweł „Pery” Perykasza. Przegrał drugi stopień podium o zaledwie 40 sekund. – Miałem go na wyciągnięcie ręki na ostatnim podbiegu, a właściwie podejściu półtora kilometra przed metą. Ale ja pod górę jestem słaby, zdecydowanie wolę zbiegać, a poza tym jakoś nie poczułem, żeby mi się chciało mocno ścigać i na pewno nie popełnię seppuku, jeśli nie będę drugi. Z 3 miejsca też jestem mega zadowolony, bo wreszcie się policzyłem z tym cholernym, wiosennym Leśnikiem! – śmieje się kolega Bartosza Gorczycy z grupy biegowej Luktrans.
– Startowałem tu już trzeci raz, ale w poprzednich latach miałem tak zwany „fuck up” – tłumaczy dwukrotny uczestnik Iron Run w Krynicy (w ub. roku był nawet czwarty generalnie, a trzeci w kategorii „poniżej 40 lat”!). – Dwa lata temu czymś się strułem i umierałem na trasie, dobiegłem chyba przedostatni, a przed rokiem, jak biegłem PółLeśnika, ktoś „zwinął” z mojej trasy oznaczenia i wyszło mi w sumie 7 km więcej! Dziś postanowiłem coś z tym zrobić i solidnie pocisnąć, na poziomie 5 i pół do 6 godzin. Miałem jednak ciężki tydzień w pracy i biegło mi się bardzo źle. Na szczęście ja potrafię się na siebie wkurzyć. Po 15 kilometrach stwierdziłem, że jestem totalną ofiarą, bo biegłem gdzieś w środku stawki. Nawet Michał Kołodziejczyk, jak zobaczył mnie na trasie, krzyknął: ”No, gdzie Ty jesteś? Weź przyspiesz, bo to masakra, co biegniesz!” Więc się na siebie wkurzyłem, przyspieszyłem i jak widzisz… udało się zupełnie przyzwoicie – opowiadał szczerze zadowolony.
Maraton Leśnik ukończyło 136 mężczyzn i znacznie mniej, bo zaledwie 30 pań. Najszybsza była krakowianka Anna Przebinda (5:40:50), o prawie pół godziny lepsza od Magdy Banach z Gliwic (6:09:43), a prawie 3 kwadranse od Moniki Muchy z Częstochowy (6:14:26).
Organizatorzy Leśnika, w myśl zasady „u nas nie ma przegranych”, tradycyjnie uhonorowali także biegaczy zamykających stawkę. Przepiękne maskotki wydziergane rękami 17-letniej licealistki Małgosi Wojtkiewicz z Przytulnej Pracowni w podwarszawskiej Podkowie Leśnej, stałej (wraz z mamą Martą) wolontariuszki na górskich imprezach biegowych, otrzymali zawodnicy, którzy dobiegli na metę maratonu w Porąbce jako ostatni w 10-godzinnym limicie czasu.
W tym roku piękne trofea trafiły w ręce Agnieszki Kujawy z Warszawy i Ryszarda Kasperka z Bestwiny, którzy zameldowali się na stadionie LKS Zapora 9 i pół godziny po starcie. Maskotki są tak piękne, że aż zazdrościmy! Aż kusi, żeby za rok, w szóstym starcie w wiosennym Leśniku (autor relacji startuje w tym maratonie od jego początku), pobiec „na limit” i zgarnąć cudne trofeum…
Piotr Falkowski
zdj. Stef Schuermans, Kamil Weinberg, Jacek Deneka - UltraLovers