Karol Dzieciątko: „ Myślałem o tym, w jakim biegnę celu”
Opublikowane w śr., 25/09/2013 - 15:40
Karol Dzieciątko to jeden z twórców akcji „Biegiem przez Świat”, która pomaga chorym dzieciom w walce z chorobą. W zeszłym roku przebiegł 900 km i zebrał 15 tysięcy złotych dla kolegi chorego na raka. Rok wcześniej przebiegł 850 km, żeby uzbierać 5 tysięcy złotych dla chłopca mającego niedowład kończyn. W tym roku biegł samotnie 2200 km dokoła Polski dla sióstr Oli i Kasi. Mimo że bieg już się zakończył, to pieniądze są nadal zbierane, bo potrzebne jest 160 000 złotych. Zapraszamy na rozmowę z popularnym „Dzieciakiem”.
Jak trafiłeś do biegania?
Na początku trenowałem piłkę nożną, o ile można nazwać to trenowaniem. Bardziej było to takie kopanie trochę w klubie, a trochę na podwórku tak amatorsko. Dałem sobie jednak z tym spokój. Przez pół roku nie uprawiałem żadnego sportu. W pewnym momencie zaczęło brakować mi aktywności fizycznej. Przyszło mi do głowy, żeby zacząć truchtać. Na początku były to tylko okrążenia wokół boiska, a z czasem zapuszczałem się coraz dalej i dalej. Tak zostało mi od trzech lat.
Na tyle daleko się zapuściłeś, że teraz biegasz 2200 kilometrów!
(śmiech) Nie potrafię się pozbyć tego bakcyla.
Kiedy przyszła myśl, żeby to swoje bieganie połączyć z bieganiem charytatywnym?
To gdzieś się we mnie obudziło po prostu od tak. Sam pomysł wyszedł ode mnie, żeby to nie było takie puste bieganie i nabijanie sobie kilometrów. Chciałem z kimś się podzielić tym, że jestem zdrowy i mogę biegać. Przez forum internetowe poznałem Michała Spychałę. Rok później jeszcze dołączył mój kolega Maciek Zachoszcz, który też chciał biegać.
Od „Biegu dokoła Polski” minął już prawie miesiąc. Jak wspominasz tę wyprawę?
Postawiłem sobie wysoko poprzeczkę i był to naprawdę niezły hardkor. Wcześniej raz w życiu przebiegłem 62 kilometry, a teraz codziennie 60-70 kilometrów. Na szczęście nie miałem momentów kryzysowych takich, że już chciałem wracać. Ciągle myślałem o tym, w jakim biegnę celu i to mi pomagało. Wiadomo, iż były jakieś urazy, zapalenie kostki, naciągnięte stawy. Podczas wyprawy zniszczyłem dwie pary butów. Czasami, gdy się położyłem, to nie miałem siły wstać, ale jednak się udało. Zawsze było też miło, kiedy dołączali do mnie na trasie inni ludzie. Wszyscy traktowali mnie życzliwie, nie spotkałem się z jakimiś negatywnymi opiniami.
O czym myślisz, gdy biegniesz tak długie dystanse? Niektórzy czasem po 5-10 km już się nudzą, zmieniają trasy, muszą mieć muzykę.
Podczas tej wyprawy przemyślałem chyba wszystkie swoje sprawy. Czasem też marzyłem. Myślałem o tym co zjem, gdy do biegnę. Jednak po większym kilometrażu te myśli zaczynają też męczyć. Gdy się biegnie z kimś, to można chwilę porozmawiać, ta osoba która ma lepszy dzień, mobilizuje do wysiłku. W samotności czasem przychodzą do głowy trudne myśli, ale trzeba to przetrwać.
Jak przygotowujesz się do takich wypraw?
Trenuję sam. Nawet 6 razy w tygodniu. Wszystko opracowuję na zasadzie metody prób i błędów. Póki co jednak nie narzekam. Nie mam żadnego trenera, nikt nie oferował mi swojej pomocy.
Mówisz, że nie rywalizujesz z innymi, tylko z samym sobą. Czy jest więc szansa, żeby Cię spotkać na trasie jakiegoś biegu masowego?
Bardzo rzadko. Ostatnio biegłem w Półmaratonie w Siedlcach, ale już teraz w Maratonie Warszawskim czy Biegnij Warszawo raczej nie wystąpię z powodów finansowych. To wszystko kosztuje.
Czy masz już plan na następny bieg?
Mam. Nie chcę jednak zdradzać swoich planów, bo stanę się niewolnikiem tego, co powiedziałem. Ostatnio mówiłem, że pobiegnę dookoła Polski i musiałem słowa dotrzymać. Powiem tylko, że być może wyjdę z biegiem po za granice kraju tak jak mamy to nazwie „Biegiem przez Świat”. Prywatnie planuje rok przerwy w studiach na kierunku administracji – taki „gap year”.
W takim razie powodzenia i dziękuje bardzo za rozmowę.
Dziękuję bardzo.
Rozmawiał Robert Zakrzewski