Komandosem jest się zawsze, nawet na odległość. Korespondencyjna Setka Komandosa prawie na finiszu [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 14/03/2020 - 12:37
Decyzja o zmianie charakteru czwartej edycji Setki Komandosa zapadła w czwartkowe popołudnie. Zgłoszonym do niej zawodnikom pozwolono na wzięcie udziału w biegu w dowolnym miejscu, na wybranej trasie i udokumentowanie tego za pomocą zegarka lub aplikacji w telefonie. W ten sposób powstanie lista finiszerów zawierająca także wyniki. Zrezygnowano z klasyfikacji i nagród, ale organizator umożliwi odbiór medali.
Zgłoszeni do ekstremalnego biegu zawodnicy decyzję organizatora przyjęli z pełnym zrozumieniem. – Dobry wybór. Gdyby została odwołana, byłoby strasznie szkoda tylu miesięcy przygotowań a tak każdy może się z tym zmierzyć tam gdzie chce. No i przecież pakiety i medale są gotowe, po co mają się marnować – ocenił jeden z zawodników. Podobnie jak wiele innych osób w piątkowy wieczór przyjechał do Lublińca, żeby odebrać pakiet startowy i pobiec na właściwej trasie Setki. To tutaj zebrała się największa liczba korespondencyjnych biegaczy.
Nie było wylewnych powitań. Pół żartem, pół serio witano się łokciami albo stuknięciem ciężkich, wojskowych butów. Chociaż oficjalnie rywalizacji nie było, ci, którzy zdecydowali się pobiec w Kokotku, stawili się w pełnym umundurowaniu i z regulaminowymi plecakami o wadze 10 kg. Można było je nawet zważyć. Rozdano też numery startowe.
– Do ostatniej chwili wahaliśmy się czy przyjechać – przyznaje zawodnik, który przyjechał z dwoma kolegami. – To nasza pierwsza Setka, więc chcemy tylko ukończyć, rozpoznać teren. Nie ma dla nas znaczenia, że nie będzie oficjalnej klasyfikacji i pomiaru czasu. Motywację i tak mamy. I nadrzędny cel: wrócić zdrowo do domów.
Wśród lublinieckich komandosów pojawiła się jedna kobieta. – To moja trzecia Setka, strasznie mnie wciągnęło, bo to jak narkotyki – śmiała się przed startem Karolina. – Wczoraj mieliśmy wątpliwości czy przyjeżdżać znad morza, zwłaszcza gdy poinformowano nas, że nie ma możliwości noclegu na miejscu, ale jednak się zdecydowaliśmy. Zebraliśmy się w ciągu godziny, udało się znaleźć inny nocleg. Biegnę tutaj turystycznie, dla przyjemności, nie celuję w żaden czas. Niby nie ma klasyfikacji, ale… i tak jest presja, bo mnie tutaj znają no i jestem jedyną kobietą. Boję się tylko, że jak jest tak mało osób to na trasie będzie smutno…
Na starcie pojawił się także triumfator wszystkich dotychczasowych edycji Setki Komandosa Artur Pelo. Przyznał, że mimo braku klasyfikacji, ma ochotę rozprawić się z własnym rekordem trasy, nawet nieoficjalnie. Samopoczucie skłoniło go jednak do zejścia z trasy w trakcie biegu.
Jako pierwszy 100 km w Lublińcu pokonał Maciej Walczak z Poznania. Zajęło mu to 9:31:17.
W całej Polsce w korespondencyjnej Setce Komandosa wzięło udział ponad 100 osób z 296 zgłoszonych. Dokładne dane będą znane, kiedy do organizatorów spłyną wszystkie potwierdzenia.
KM