Amatorzy chcą wyczynu. Uwaga na zdrowie
Opublikowane w czw., 28/11/2013 - 15:39
Coraz większa liczba amatorów chce trenować na poziomie zbliżonym do profesjonalistów. Chcą ominąć cały proces szkoleniowy, jaki przeszedł zawodowy sportowiec. Niesie to ze sobą wiele zagrożeń.
Zdaniem ekspertów, najlepszy dla naszego zdrowia jest właśnie sport amatorski, a nie wyczynowy. – To kwestia obciążeń. Zawodowcy trenują na cienkiej granicy przetrenowania. Wyczynowcy są obarczeni większym ryzykiem kontuzji. Sport amatorski, rekreacyjny natomiast powinien zmuszać do ruchu, ale nie na tak skrajnym obciążeniu – mówi Rafał Rudowski trener lekkiej atletyki II klasy, były zawodnik AZS AWF Warszawa.
Niektórzy czują się jednak obrażeni, gdy mówi się o nich „amatorzy”. Tymczasem słowo „amator” określa nie tylko osobę zajmującą się czymś nieprofesjonalnie (lub niedokładnie), ale też miłośnika, osobę zajmującą się czymś dla przyjemności. Bycie miłośnikiem biegania to nie powód to wstydu.
Problem pojawia się w ok. 30-40 roku życia, gdy nie chcemy już tylko utrzymywać formy, ale przede wszystkim badać kres swoich możliwości. I najlepiej dorównać najszybszym na trasie. Zamiast czerwonego coupe kupujemy odżywki i sprzęt, który ma poprawić nasze wyniki.
– Amatorzy nie mogą być przygotowani do takich obciążeń treningowych jak wyczynowcy – podkreśla Rafał Rudowski. – Pamiętajmy, że zawodowcy rozpoczęli treningi w młodym wieku i do wszystkiego dochodzili stopniowo przez kilkanaście, kilkadziesiąt żmudnych cyklów treningowych. Amator natomiast miał zazwyczaj do czynienia z lekkimi obciążeniami. Gdy będzie chciał przejść na wyższe, może to przypłacić przeciążeniem lub poważniejszym urazem – przestrzega nasz rozmówca.
Jak mówi nasz ekspert, jeszcze innym problemem jest to, że wyczynowcy trenują pod kontrolą specjalistów, którzy kontrolują parametry zdrowotne zawodnika w danym dniu i na ich podstawie kreślą plan treningu. Plany konsultowane są z dietetykami, regeneracja odbywa się w specjalistycznych ośrodkach. Tymczasem amatorzy, którzy chcą być wyczynowcami, często robią wszystko na własną rękę.
– Ważna jest bieżąca kontrola zawodnika. Osoby, które nie są pod opieką sztabu szkoleniowego, często ściągają jakiś plan z internetu i sztywno się go trzymają. Nie pojawia się żadna obiektywna refleksja na temat postępów, a jeśli się pojawia, to za sprawą oceny kolegi biegacza, a nie profesjonalnego trenera. Nie ma też opieki medycznej, aktualnych badań. Decyzję o podjęciu cięższych treningów zawsze trzeba skonsultować z trenerem – akcentuje Rafał Rudowski.
Analizując swoje biegowe potrzeby i aspiracje warto pamiętać, że najbardziej prozdrowotną formą aktywności jest sport amatorski. W naszej naturze leży potrzeba rywalizacji, która sprawia, że nawet będąc do tego nieprzygotowanym próbujemy bić rekordy życiowe. W efekcie zamiast biegu „po zdrowie” mamy bieg „przeciw zdrowiu”.
RZ