Awans polskich maratonów w świecie

 

Awans polskich maratonów w świecie


Opublikowane w śr., 08/01/2014 - 14:39

... ale wciąż jest wiele do zrobienia, by dogonić liderów.

Stowarzyszenie Statystyków Biegów Ulicznych (ARRS) podsumowało biegi maratońskie rozegrane w 2013 r. na świecie. Zdecydowanym liderem są Stany Zjednoczone, organizator 1095 biegów maratońskich, przed Danią (645) i Niemcami (375). Polska z 69 maratonami jest sklasyfikowana na 15 pozycji.

W zestawieniu sumującym liczbę maratończyków w danym kraju Polska po 32 latach powróciła do pierwszej dziesiątki, zajmując 8. lokatę. Statystycy ARRS doliczyli się 36 533 polskich maratończyków (oczywiście niektórzy biegacze zostali policzeni kilkukrotnie). Zdecydowanym liderem w zestawieniu są Stany Zjednoczone, w maratonach rozegranych na terenie USA w 2013 r. metę osiągnęło 552 761 biegaczy.

Pierwszą dziesiątkę rankingu ARRS pod względem frekwencji w imprezach również zdominowały biegi amerykańskie. Największą został maraton w Nowym Jorku, w którym wzięło udział 50 062 biegaczy. Drugą pod względem wielkości był maraton w Chicago (39 122 uczestników), a trzecią bieg w Paryżu (38 690). Najliczniejszy Polski maraton rozegrano w Warszawie (8 509). Stołeczna impreza zajęła ostatecznie 36. miejsce w rankingu ARRS. „Uległa” bezpośrednio amerykańskiemu Medtronic Twin Cities, ale też wyprzedziła m.in. Athens Classic.

Kolejna impreza made in Poland w klasyfikacji to Poznań Maraton, który zajął 58. miejsce (5678 uczestników)., przegrywając minimalnie z Wipro San Francisco. 70. miejsce zajął kwietniowy Cracovia Marathon (4414), a na 79. pozycji w zestawieniu zadebiutował Orlen Warsaw Marathon (3951), wyprzedzając Vancouver International. W najlepszej „setce” zestawienia ARRS znalazł się także na 88. miejscu Maraton Wrocław (3 497), którego tylko o dwóch biegaczy wyprzedza w rankingu amerykański Indianapolis Monumental.

„Inna jakość, ale będziemy się rozwijać”

W czym tkwi sukces amerykańskich imprez? Niewątpliwie w ich jakości. Kto choć raz był w ojczyźnie wuja Sama, będzie miał podobne refleksje jak podczas oglądania piłkarskiej Premier League i polskiej Ekstraklasy - niby zasady te same, niby sprzęt identyczny, ale jakby inny sport. – Tam jest wszystko doskonale zorganizowane, począwszy od odbioru pakietów startowych – mówi Przemysław Alberski biegacz, który w ubiegłym roku startował w maratonach w Chicago i Paryżu.

– To są prawdziwe hale EXPO, a nie pokój lub korytarz Stadionu Narodowego. Tam jest bardzo dużo stoisk i nawet jak nie znasz języka angielskiego to wszystko jest narysowane i dobrze wytłumaczone. Po odebraniu pakietu masz olbrzymią paletę możliwości jak spędzić czas. Możesz pójść na zakupy i nabyć pamiątki związane z biegiem, odebrać opaski świadczące o tym, na jaki czas biegniesz. Dużo jest stoisk z żelami energetycznymi, izotonami itd. – opisuje biegacz.

– W Chicago zaskoczyła mnie pozytywnie liczba obsługi. Jest tych osób o wiele więcej niż w Polsce. Tam co 2,5 km stały osoby po lewej i prawej stronie na długości 100 metrów, które podawały wodę, cukierki banany aż po czekoladę. U nas często są problemy z wyżywieniem, bo ostatni zawodnicy nie mają co pić albo za dużo osób w określonym czasie wbiega w te strefy i nie zdąży brać napojów. Tam to jest niemożliwe. Dodatkowo wbiegając na metę w Chicago otrzymywałeś koc termiczny, dalej ktoś inny przyklejał ci ten koc naklejką, żebyś go nie musiał trzymać. Ciągle idąc dostajesz napój, banana oraz siatkę, w którą to możesz włożyć wszystko, a na końcu tego tunelu spotykasz osobę, która ci gratuluje i wręcza medal. Wszystko odbywa się w ruchu. Przy tej „autostradzie” są też wolontariusze z wózkami, którzy są gotowi w każdej chwili zabrać osobę, która nie jest już w stanie iść. Na końcu można było zażyć masażu, porozmawiać z innymi biegaczami lub zrobić zdjęcia przy fontannie znanej z czołówki serialu „Świat według Bundych”” – ciągnie Przemysław Algierski. 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce