Jakub Wiśniewski po XI Biegu Rzeźnika: „Rekordy są po to, żeby je bić”
Opublikowane w sob., 21/06/2014 - 15:08
Znany z promocji biegów na bieżni oraz biegów ulicznych warszawianin Jakub Wiśniewski tym razem ruszył w góry, na bieg ultra i... zwyciężył! I to w przepięknym stylu - w parze z Przemysławem Sobczykiem pobił rekord trasy bieszczadzkiego klasyka - 7:54.03.
Pana start w biegu ultra może być zaskoczeniem, bo jest Pan znany z promowania szybkiego biegania, a nie długich wypraw w naturę. Skąd pomysł na start w Biegu Rzeźnika?
Kuba Wiśniewski: Wiosną z powodu choroby nie mogłem wystartować w Orlen Maratonie. Wymyśliłem sobie więc cel zastępczy. Zostałem namówiony na Bieg Rzeźnika przez Przemka.
Nie miał pan żadnych wątpliwości?
Nie. Bieganie w górach w takiej naturalnej scenerii, to jest sama przyjemność. Wahałem się tylko czy nie przeszkodzi mi to w dalszych startach ulicznych. Dużych obaw jednak nie miałem, bo wiedziałem, że spokojnie dam radę pokonać trasę. Nie wiedziałem za to jaka będzie intensywność biegu i jak sobie poradzę z dystansem.
Jak wyglądały przygotowania do tego biegu?
Logistycznie Przemek wszystko fajnie rozplanował. Mieliśmy bardzo dobrze opracowaną trasę. Mówiąc szczerze, częściej to on dawał zmianę niż ja. Ja w tej parze byłem trochę słabszym ogniwem. Jednak on jest bardziej doświadczonym góralem - w zeszłym roku wygrał Bieg Ultra Granią Tatr. Moje doświadczenie z ulicy nie miałoby przełożenia na taki wyczyn jak pokonanie 77,7 km. Wcześniej razem trenowaliśmy przez kilka dni. Sam pobiegłem i wygrałem Maraton Chojnik (43 km w Karkonoszach, 31 maja – przyp. red).
Myśli Pan o kolejnym biegu ultra?
Raczej będę szykował się do maratonów. Traktuję to jako jednorazowy wyskok, żeby zobaczyć coś innego. Chciałem sprawdzić, czy te rekordy są prawdziwe czy trochę nadmuchiwane. W tym roku nawet drugi zespół uzyskał lepszy czas niż dotychczasowy rekord trasy. To dowód na to, że rekordy są po to żeby je bić.
Wiele osób uważało wynik Piotra Hercoga i Marcina Świerca - 8:09:47 z 2009 roku za trudny do pobicia. Panowie uzyskali czas lepszy o 15 minut...
Nasz wynik też nie jest jakiś wyśrubowany. Nawet wczoraj można było z niego urwać z 10-15 minut, gdybyśmy nie zgubili się kilka razy. To nie jest tak, że my ogłaszamy, że tego wyniku nikt nie pobije. To jest do zrobienia. Wszystko zależeć będzie od dobrej logistyki i ktoś na pewno pobiegnie szybciej.
Debiutancki bieg przez 8 godzin to nie lada wyczyn. Co, oprócz wysiłku, wygranej i rekordu, zapamięta pan na dłużej z Biegu Rzeźnika?
Kiedyś Zenon Jaskuła zapytany o to, co zapamiętał z Tour de France odpowiedział że siodełko jadącego przed nim Tony’ego Romingera. Ja więc zapamiętałem pięty Przemka Sobczyka (śmiech).
Rozmawiał Robert Zakrzewski
fot. zBiegiemNatury.pl