Bieganie pod wpływem? Tylko w Łodzi! [ZDJĘCIA]
Opublikowane w pon., 01/09/2014 - 13:41
W ostatni dzień wakacji na ul. 6 Sierpnia w Łodzi miał miejsce nietypowy wyścig – Piwna Mila. Z tego co wiemy, mógł to być pierwszy tego rodzaju uliczny bieg w Polsce. Za organizacją stał bar Piwoteka Narodowa, a dokładniej jeden z jego współwłaścicieli Michał Brzeszkiewicz, biegacz i ultramaratończyk. Tym razem debiutował w roli organizatora. Jak sam powiedział, przed zawodami miał większą tremę, niż przed najważniejszymi startami, i nie mógł spać już od czwartej rano. Przeczytajmy, czy rzeczywiście miał się o co martwić...
Wczesnym popołudniem zawodnicy, podzieleni na pięciooosobowe grupy, wystartowali do biegów eliminacyjnych. W przeciwieństwie do frekwencji – tylko 45 uczestników, pomimo zapisanych około 80-ciu – pogoda dopisała. Biegacze mieli do pokonania cztery 320-metrowe rundy, a przed każdą z nich spożywali 200 ml napoju piwotonicznego. W założeniu miało to być lekkie piwo 2.5% w stylu grodziskim. Zamówiona beczka jednak nie dotarła i zostało ono zastąpione dwukrotnie mocniejszym napitkiem o wymownej nazwie Apetyt na Życie – piwem żytnim, również z browaru Pinta. W powszechnej opinii znacznie zwiększyło to trudność biegu.
Zdyszany Michał po swoim eliminacyjnym wyścigu czuł się lekko nieswój, gdyż było to dla niego zupełnie nowe doświadczenie. Zajął w nim drugie miejsce, awansując do finału A – kwalifikacja odbywała się na podstawie czasów z eliminacji, a nie zajętych miejsc. Za to zwycięzca grupy, a później całych zawodów – Łukasz Brzeźnicki – stwierdził, że trening "spożywczy" miał chyba w jego przypadku większe znaczenie w osiągnięciu sukcesu. Wiadomo, studenci... Rzeczywiście pod względem techniki konsumpcji zostawił on konkurencję daleko w pobitym polu.
Jedna z czterech uczestniczących w zawodach dziewczyn, Natalia, powiedziała, że najtrudniejszy był moment zawahania przed ruszeniem do biegu po wypiciu porcji piwa, kiedy serce bardzo mocno biło, ale potem nogi już same niosły. W jej przypadku szybkie bieganie, wsparte nienaganną techniką nawadniania się, według jej słów jest chyba wrodzonym talentem.
Z perspektywy zawodników, bezcenne było oglądanie min policjantów zabezpieczających trasę przy nawrotce i przyglądających się walce nieco zmęczonych konsumpcją biegaczy. Stróże prawa później przyznali, że z ich punktu widzenia było to równie ciekawe doświadczenie...
Po eliminacjach odbyły się ośmioosobowe finały D, C, B i A oraz finał kobiet. Finaliści mieli już trudniejsze zadanie, gdyż do pokonania było pięć rund, czyli pełna mila. Ilość "pić-stopów" nie zwiększyła się, lecz wzrosła objętość paliwa do zatankowania – 300 ml na jeden postój. Tym razem był to Powrót Króla z browaru Jan Olbracht, również o liczbie oktanowej 5.
Wasz sprawozdawca z 20 czasem eliminacji zakwalifikował się do finału C i zajął w nim szóste miejsce. Organizator Michał w bezpośredniej walce o zwycięstwo całych zawodów, czyli finale A, mimo dzielnej walki zajął miejsce daleko poza podium. Jak powiedział, jest długodystansowcem, i w podobnych zawodach na 100 km miałby dużo większe szanse na zwycięstwo. Później obaj stwierdziliśmy, że nie jesteśmy sprinterami ani w bieganiu, ani w piciu piwa, i wolimy spokojnie się delektować jednym i drugim...
Pomiar czasu zapewnili Agnieszka i Bartek Sobeccy, czyli znana w Łodzi firma InesSport. Według Bartka zarówno bieganie, jak i piwo mogą jednoczyć nasze środowisko, a piwo w umiarkowanej ilości pomaga na zakwasy. Obsługa piwnego biegu też była dla nich czymś nowym, a według obserwacji Agnieszki szybkość picia "izotoników" była decydująca dla końcowego wyniku. Szczególnie po finałowym biegu nie mogę się z nią nie zgodzić...
Odczucia organizatora i zawodników dobrze podsumował Cezary Smarzek, kiedyś sam organizujący piwną milę na stadionie, teraz uczestnik. Główną atrakcją w takich zawodach jest połączenie dwóch rzeczy, których w zasadzie razem się nie łączy. Wbrew powszechnej opinii, piwo w odpowiedniej proporcji wraz z zabawowym podejściem do biegania raz na jakiś czas nie jest problemem. Kluczem jest oczywiście umiar.
Umiar został zachowany, Piwna Mila przebiegła w odpowiedniej dla takich zawodów sportowo-imprezowej atmosferze. Pogoda również wytrzymała do końca. Dopiero po dekoracji zwycięzców nad Łodzią przeszła ulewa, jakby dla schłodzenia emocji po pełnym wrażeń dniu.
Kamil Weinberg