Badanie wydolności także dla amatorów [WIDEO]
Opublikowane w śr., 18/03/2015 - 20:38
Badanie wydolnościowe
Przed właściwym badaniem naszej wydolności na bieżni, przeprowadzany jest pomiar podstawowych parametrów naszego ciała. Tj. waga, wzrost, zawartość tkanki tłuszczowej, udział masy mięśniowej w stosunku do wagi ciała oraz ich rozdział na prawą i lewą stronę naszego ciała (bada się symetryczność budowy mięśniowej).
Następnie zakładamy na ciało czujnik do mierzenia tętna oraz maskę, przez którą można swobodnie oddychać podczas biegu. Na klatkę piersiową zostaje założona uprząż, której obecności ku mojemu zaskoczeniu nie odczułem podczas badania. To ważna część osprzętu w badaniu, bo zabezpiecza się biegacza przed upadkiem w razie „kiedy głowa chce więcej niż nogi mogą” – jak to ujął dr Wiecha.
Przed rozpoczęciem badania pobierana jest próbka krwi, dzięki której oznaczany jest startowy poziom mleczanów. Kolejne są pobierane za każdym razem, gdy bieżnia przyśpiesza. A dzieje się to co trzy minuty. Po zakończeniu właściwej części badania i kilka minut później również mierzy się stężenie mleczanów – w ten sposób obraz naszego ciała na wykresach i w tabelkach jest kompletny.
Po pytaniu o nasz rekord na danym dystansie, w moim przypadku było to 42 min na 10 km, ustawiana jest początkowa prędkość bieżni. Ja zacząłem od 8 km/h. Później, co trzy minuty, prędkość była zwiększana o 1 km/h aż do momentu końca badania, czyli kiedy osiągnąłem swój MAX. A wyglądało to tak:
Analiza danych
Całość badań przebiega dość sprawnie i już po 30 minutach do 1 godziny mamy je za sobą. Podczas „cooldown” jest chwilka na szybką analizę i wskazanie podstawowych parametrów. o których pisałem wcześniej. Kompletne dane wraz z analizą otrzymujemy w kolejnym dniu poprzez e-mail.
W dokumencie wyszczególnione są – i to bardzo dokładnie – Nasze prawidłowe, zmierzone podczas testu zakresy i strefy tętna, wg których należy układać plany treningowe. Podawane są również tempa biegowe w których należy ćwiczyć, by trening był jak najbardziej efektywny. Opracowujący badanie – jak było w moim przypadku – zaleca także redukcję tkanki tłuszczowej, mimo że wynosiła ona u mnie 11.8%. Optymalny dla mnie poziom – wg analityka – to 10%, co przyczyniłoby się do poprawy wyników w dyscyplinach wytrzymałościowych, a ultramaratony górskie z pewnością do nich należą.
Pliki do pobrania
Dlaczego warto zrobić takie badanie?
Po zaledwie godzinnej wizycie i rozmowie ze specjalistą, dochodzę do wniosku że takie badanie to nie tylko ekstrawagancja lub jeden z elementów przygotowań profesjonalistów. Od takiego badania powinni zacząć wszyscy, którzy chcą startować w zawodach i poprawiać swoje wyniki. Nie ma dwóch zdań – jak mawiał nieodżałowany Zdzisław Ambroziak.
Ja musiałem nabawić się kilku kontuzji, spowodowanych doborem zakresów „na oko”. by dojść do wniosku, że przecież są narzędzia i ludzie, którzy przy niewielkim nakładzie finansowym są w stanie pomóc mi w przygotowaniach. Nawet jeśli jesteśmy amatorami.
Jeżeli nas stać na zegarki za kilkaset złotych, buty i ciuchy za niewiele mniejsze pieniądze, to czemu nie zainwestować tych 200-300 PLN we własne zdrowie na badanie, które pozwoli Nam wreszcie prawidłowo trenować?
Jeśli ustrzeże Nas to przed kontuzjami, a często i niemałymi wydatkami na rehabilitację, nerwami spowodowanymi ciągłym brakiem postępów w treningach, to – moim zdaniem – warto wybrać się na takie badanie.
Bartłomiej Trela
www.PokonajAstme.pl
PS. Doceniasz to co robię? Zachęcam do udziału i głosowania w plebiscycie na Biegowego Dziennikarza Roku. Szczegóły TUTAJ.