3. Bieg Granią Tatr Ambasadora. "Mam nadzieję..."

 

3. Bieg Granią Tatr Ambasadora. "Mam nadzieję..."


Opublikowane w pon., 21/08/2017 - 10:31

Można powiedzieć że przeszedł już do historii. Długo wyczekiwany bieg w środowisku ultra. Można powiedzieć że takie polskie UTMB.

Apetyt na start miało wiele osób ale tylko 300 osób zostało dopuszczonych w trybie losowania. Taki limit ustalił TPN a sam bieg może odbyć się w trybie co dwa lata. Trasa bardzo wymagająca 71 km przewyższenia sięgające +/-5000m robią wrażenie. Turyści zwykle robią tą trasę w 3 dni. Najlepsi biegacze w nieco ponad 9 godzin.

Relacja Pawła Stacha, Ambasadora Festiwalu Biegów

Start 4:00 Siwa Polana. Przed biegiem obowiązkowa weryfikacja sprzętu. Przejście do ogródka biegowego i wyczekiwany start. Cisza i skupienie. 4:05 odliczenie i start. Poszli.

Migające czołówki rozświetlają dolinę Chochołowską. Pomimo wczesnej pory da się odczuć powiew ciepłego powietrza. Pierwszy odcine - prawie 8 km do schroniska - to rozgrzewka przed tym co nas dalej czeka. Przy schronisku skręcamy na Grześ.

Nadal jest ciemno. Gwiazdy rozświetlają niebo a księżyc jak mały rogalik przebija się przez drzewa. Przy szczycie Grzesia już zaczyna się rozwidniać. Na szczycie zaczyna mocno wiać. Tu zaczynają się mocne podejścia pierwsze na Rakoń i dalej na Wołowiec. Wieje z prędkością ponad 100 km/h. Piasek i drobny pył sypie się po oczach.

Jesteśmy już na Grani. Po wschodniej stronie obserwujemy piękny wschód słońca. Niebo bezchmurne. Rzadko bywa się w tym miejscu o tej porze. Piękne zjawisko - biegnąc granią polska cześć jest jasna, w pięknych barwach wschodzącego słońca, a strona słowacka jeszcze w cieniu, jakby jeszcze nie wstała.

Przy ostrym podejściu na Starorobociański mam wrażenie, że odlecę. Kije biegaczy dziwnie się wyginają, jakby były z gumy. Na szczycie kolejna kontrola sędziów, którzy spisują numery startowe i z uśmiechem nas dopingują. Jest pięknie! Teraz już będzie z „górki”...

Jeszcze tylko przejście przez siwe skały i dalej lekki podbieg, i z góry około 4 km do Schroniska na Hali Ornak. Tam czeka nas miły poczęstunek. Początek zbiegu bardzo ostry po pólkach skalnych dalej już wchodzimy w strefę leśną gdzie mijamy Iwanicką Przełęcz. To już 26. kilometr - 1/3 trasy z nami.

Na Ornaku „wypasiony” punkt żywieniowy oraz kibice w strefie supportu, zagrzewający biegaczy. Po krótkiej przekąsce i zatankowaniu płynów do flasków wyruszam w stronę Doliny Tomanowej, gdzie słonce już operuje pełnym blaskiem. Piękny letni dzień. Wiatr lekko muska rosnące trawy. Można by tu zostać na chwilę ale wiele drogi przed nami. Zwłaszcza teraz długie i żmudne podejście na Ciemniak. Modlę się i przeklinam. Pytam jak małe dziecko „ile jeszcze”.

Długie przytłaczające podejście dobija mnie. Pierwszy kryzys na trasie. Daję sobie słowo, jak zdobędę tę górę będę krzyczał: „nie pokonasz mnie Ciemniaku”. Nawet po wejściu Krzesanice i Małołączniak, nie cieszą mnie pięknę widoki na Grani Tatr skąpane w słońcu. Jest ciepło, nawet za ciepło.

Na przełęczy pod Kopą Kondracką ujawnia się piękny widok na Dolinę Kondratową i śpiącego rycerz na Giewoncie. Ta część Grani Tatr jest naprawdę piękna o tej porze. Można by tu zostać i podziwiać widoki ale już w zasięgu wzroku ujawnia się stacja na Kasprowym wierchu. Co prawda do tego punktu jeszcze około 2 km, ale świadomość osiągnięcia tego szczytu dodaje otuchy, że już później z góry Doliną Gąsienicową wzdłuż kolejki do kolejnego punktu żywieniowego w Schronisku Murowaniec. Żar leje się z nieba.

Po drodze turyści którzy tak tłumnie już spacerują dopingują nas. To 40. kilometr trasy.

Po zatankowaniu płynów i zarzuceniu paru ciastek z owsianką ruszamy dalej. Przed nami drugi gwóźdź programu - Krzyżne. Nie wiem dlaczego lubię tę górę, w odróżnieniu do Ciemniaka. Krajobraz otaczających skał pokrytych zielonym nalotem. Prawie żadnej roślinności. Bardzo surowo.

Podejście bardzo ostre pozostawia wielu biegaczy na chwilę spoczynku, by zaczerpnąć oddech. Ciężko tam po 40 km zmagań zebrać się na raz na szczyt. Ale napieram i... udaje zdobyć szczyt.

Słońce zachodzi za chmury i zgodnie z zapowiedziami już czuć zmianę pogody. Takie były prognozy organizatorów. Byle by przejść Krzyżne i zejście przez Dolinę 5 Stawów bez deszczu i burzy.

Na Krzyżnym krzyczę - no to teraz już tylko z górki! Ale początkowe zejście bardzo ciężkie. Nie wiem, czy nie wolał bym dalej napierać w górę czy zsuwać się po trasie. Bardzo ostre zejście ok. 300 metórw z osuwającym kamieniami i żwirkiem i dalej bardziej płasko po półkach skalnych. Piękny widok na dolinę Pięciu Stawów i Siklawę.

Przy Schronisku w Dolinie 5 Stawów tłum kibiców wiwatuje. To dodaje nam otuchy. Sędzia dorzuca, że tylko 4,5 km zbiegu do Wodogrzmotów Mickiewicza.

Tłumy turystów nie ułatwiają szybkiego zejścia. Jest bardzo ciasno. Początek to zakręcone schody półkami skalnymi, dalej już przyjemnie przez przecinki leśne.

No i stało się. Zaczyna padać zgodnie z prognozami. Na szczęście jesteśmy już przy Wodogrzmotach. Na punkcie miała być tylko woda… A tu niespodzianka - izo, cola. Jak to smakuje po 10 godzina biegu!

Przed nami ostatni etap wyprawy. Lekki zbieg asfaltem i dalej w lewo na Psią Trawkę i Przełęcz Waksmundzką. Zaczyna się ulewa. Woda po kostki przelewa się przez ścieżki niczym górski potok.

Podejście na Wielki Kopieniec w strugach deszczu. Nie mam suchej nitki na sobie. Im bliżej końca, tym droga się dłuży. Jeszcze tylko zbieg z pod Nosala do Kuźnic i dalej asfaltem do mety, około 2 km. Nie wiem czy łatwiej pogórskich ścieżkach czy klepać asfalt. Nogi tak obolałe, że już mi wszystko jedno.

Wbiegamy na stadion COS, gdzie usytuowana jest jakże upragniona meta. Nie mogę uwierzyć udało się zdobyć Grań. Czas 12:22:20. Miejsce 27. open w 1. Mistrzostwach Polski w Skyrunningu w kategorii Ultra. Dopiero teraz do mnie dociera! Jak na amatora traktującego biegi bardziej jako pasja i przyjemność, a nie stricte rywalizację, to całkiem nieźle.

Ten bieg ma coś w sobie iż przyciąga tak wielu fanów biegu Ultra. Nie tylko mocno ograniczony limit osób, które mogą wziąć udział i dwuletni cykl starotwy. Wielkie brawa dla organizatorów za perfekcyjne przygotowanie całego biegu. Wsparcie wolontariuszy i sędziów na całej trasie. Pięknie. Zapewne będę chciał tu wrócić. Pozostaje nadzieja że uda się zmierzyć jeszcze z Granią Tatr w następnej edycji.

Paweł Stach, Ambasador Festiwalu Biegów

fot. Bartłomiej Trela, PokonajAstme.pl


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce