Na motywacyjnym szlaku
Opublikowane w wt., 26/11/2024 - 15:34
Nie lubimy listopadowych krótkich dni, prawda? Zwykle tak jest, że tracimy energię, stajemy się bardziej ospali, jesień nastraja nas melancholijnie. Przeczytałem gdzieś ostatnio, że ta część roku zwykle weryfikuje też biegaczy. Na tych, którzy z dużym zapałem trenują od wiosny do wczesnej jesieni, lecz potem gdzieś motywacja ulatuje, a także na drugą grupę, która stara się biegać również późną jesienią czy zimą. Nie do końca zgadzam się z tak postawioną tezą i szufladkowaniem biegowej społeczności. Wydaje mi się bowiem, że dopóki nie jesteś zawodowcem, dopóty nie musisz przybierać żadnej etykiety.
Rzeczywiście. Trudniej wyjść pobiegać, kiedy w mieszkaniu czy domku ciepło, przykrywamy się kocykiem, oglądamy ulubione filmy, czytamy wciągające książki, a na zewnątrz mrozik, wiatr, spadające liście, ciemno od godziny 16. Trudno o motywację. Brakuje nam słońca, światła, witaminy D. Uważam, że to nic dziwnego, że wraz z przyrodą my także nieco „wygasamy”. Człowiek od wieków uczestniczył w tym cyklu i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Współczesność próbuje nam to nieco zaburzać. Coraz więcej sztucznego promieniowania smartfonami, tabletami, coraz mniej naturalnego chodzenia spać, zdrowej żywności. To niekorzystne dla naszego zdrowia, kiedy wszystkich „doskonałości” świata jest za dużo. A przecież jakby się tak zastanowić, to 365 dni roku kalendarzowego oddaje także przebieg naszego całego życia. Odłóżmy jednak te filozoficzne dygresje.
Biegacze, ta fantastyczna społeczność, często zatracają się w owczym pędzie. I nie mówię o tempie biegu, lecz o potrzebie zaistnienia. Im więcej imprez biegowych, tym więcej zdjęć, relacji, filmików. Coraz więcej profili społecznościowych. Zauważcie, że często po biegach nawet nie rozmawiamy, nie skupiamy się na tym, jak było. Nie analizujemy, nie pogłębiamy wiedzy, nie wyciągamy wniosków. Wyciągamy telefony i publikujemy kolejne zdjęcia, by inni widzieli. Jako Ambasador Festiwalu Biegowego w Piwnicznej-Zdroju oczywiście cieszę się, że jesteśmy aktywni w mediach. Za nic w świecie nie chcę Was od tego zniechęcać, bo też zdaję sobie sprawę, że każdy z nas czasem chce po prostu pokazać światu, że jesteśmy szczęśliwi. I dzielić się swoimi sukcesami. Pamiętajcie jednak, że wszystko to, co najlepsze w bieganiu, dzieje się na trasie, tuż po przekroczeniu mety, a także w czasie dzielenia się tym osiągnięciem z bliskimi. Tak realnie.
Nie musimy pobijać kolejnych rekordów. Nie potrzebujemy uczestniczyć w pędzie za kolejnymi biegowymi imprezami. Zdecydowanie nie musimy być szufladkowani na kategorię biegaczy lepszych czy gorszych. Biegaj, kiedy masz ochotę. Biegaj tak, by dawało Ci to przyjemność. I nawet, jeśli dany trening jest trudny, czuj, że ten trud przeradza się w coś dobrego. Problem bowiem pojawia się wtedy, kiedy Twój trening nie przynosi satysfakcji, lecz przeradza się w „szajbę” i pęd za… no właśnie? Za czym? Wynikami, sukcesami? Powiedzenia, że jestem lepszy, bo biegam zimą? Błąd. Nie jesteś lepszy. Jesteś przemądrzały i pyszny, jeśli podążasz tymi kategoriami. Sukces bowiem każdego biegacza zaczyna się w momencie, kiedy wychodzi na trasę i czerpie radość. Z przebiegniętych 600 metrów, kilometra, ultramaratonu, biegu przełajowego czy zwykłego marszu.
Listopad nie musi być dla nas podły. Mimo niekorzystnych warunków pogodowych, starajmy się uprawiać sport i jakąkolwiek aktywność fizyczną. Motywujmy się i trenujmy, ale nie za wszelką cenę. Nie poprzez chorą walkę z własnymi ambicjami. Organizm też potrzebuje wyciszenia, regeneracji i często zima jest właśnie porą, kiedy należy o niego wyjątkowo zadbać. Zima bowiem przeminie, a na wiosnę znów zaczniemy w liczniejszym gronie pojawiać się na biegowych szlakach. Niech zawsze towarzyszy nam uśmiech i satysfakcja z każdego pokonanego kroku. Niech każdy metr będzie tym kolejnym szczęśliwym. Do realizacji celów, marzeń. Do punktu kulminacyjnego podczas Festiwalu Biegowego.
Amadeusz Bielatowicz, Ambasador Festiwalu Biegowego
Foto: www.pexels.com