9. PZU Półmaraton Warszawski: Tysiące biegaczy i historii
Opublikowane w pon., 31/03/2014 - 10:06
Na starcie biegów zawsze stają tysiące twarzy, za którymi kryje się tyle samo charakterów, różnych doświadczeń, planów i celów. I tym razem nie było inaczej. Pośród zawodników 9. PZU Półmaratonu Warszawskiego znaleźć można było zarówno osoby młode i bez zobowiązań, jak i wieloletnich doświadczonych biegaczy, którzy godzą swą pasję z obowiązkami głowy rodziny. Osoby zdrowe i w pełni sprawne, jak i takie, które zmagają się nie tylko z kontuzjami, ale i ciężkimi chorobami. Łączy ich jedno: kochają bieganie.
Zastanawia mnie często, jak to jest przygotowywać się do takiego dystansu, ile pracy trzeba w to włożyć i czy może trzeba czegoś więcej niż wysiłek fizyczny? Postanowiłam się tego dowiedzieć. Poznałam czterech wspaniałych zawodników, uczestników wczorajszej imprezy. Nazwałam ich muszkieterami,
Zaczynali różnie, jedni namówieni przez znajomych, inni sami z siebie, chociaż zazwyczaj przyświeca temu jakiś cel. Michał Machnacki, założyciel liczącej dziś prawie 100 zawodników Grupy Biegowej CHTMO, którego do biegania namówił sąsiad od lat zmaga się z cukrzycą. Bieganie pomaga mu stabilizować cukier i poprawia znacząco wyniki badań (trójglicerydy czy cholesterol). Jak sobie z tym wszystkim radzi?
- Na pewno trzeba jeść zdecydowanie mniej, choć na początku organizm po wysiłku domaga się większych porcji. U mnie jest tak, że po dużym wysiłku w ogóle nie mam apetytu. Ale oczywiście trzeba zrezygnować z wielu przyjemności lub je ograniczyć do minimum. A gdy się jeszcze choruje tak jak ja to wtedy wiele potraw wypada z jadłospisu – opowiada.
Przygotowując się do półmaratonu Michał przebiegł prawie 400 km i wczoraj miał jasny cel: „zejść” poniżej 1:50. Był to jego jubileuszowy, 10. półmaraton. Ale poza tym jest urodzonym sportowcem. – Od dziecka lubię rywalizację i praktycznie w każdym półmaratonie staram się poprawić rezultat. Tylko w zeszłym roku na 8. Półmaratonie Warszawskim pobiegłem bez przygotowań, po operacjach”. Za to należy się Michałowi wielki szacun.
Co biegacze lubią w rywalizacji? Z tym też jest różnie. – Lubię biegać w różnych półmaratonach. W takich gdzie startuje wiele tysięcy uczestników jak i tych mniejszych gdzie na starcie staje sporo mniej biegaczy. Lubię gdy trasa nie prowadzi po pętlach, a każdy kilometr znajduje się w innym miejscu, jak to ma miejsce właśnie w Warszawie – wskazuje nasz rozmówca.
– Co do czasu. We współczesnym świecie, pędzie do wszystkiego, jakoś udaje mi się wcisnąć 3, 4 treningi w tygodniu. Czasami jednak muszę z jakiegoś zrezygnować. Jednak 3-4 godziny w tygodniu poświęcam na bieganie – wyliczył Michał.
Każdemu jest ciężko wykroić czas na bieganie, treningi i przygotowanie do ważnych zawodów to często prawdziwe wyzwanie. Biegacze różnie sobie z tym radzą. – Pisze w tym roku maturę, lecz chcąc da rade pogodzić wszystko – powiedział nam z kolei Kuba Krysiak. - Biegam regularnie od października. Wcześniej trenowałem Sumo. Jestem aktualnym brązowym medalistą Mistrzostw Europy Młodzieżowców do lat 23, w 2011 roku zostałem Mistrzem Europy Kadetów.
Kuba jest świetnym przykładem tego, że wymówki o braku czasu na bieganie to mrzonka. Bo chcieć to móc! – Odkąd przestałem trenować sumo z powodu matury (treningi o stałych godzinach), przerzuciłem się na bieganie, aby coś robić (treningi dostosowywałem pod siebie). Ten półmaraton to był mój debiut. Plan minimum to złamać 2:00:00. Wybrałem Półmaraton Warszawski, ponieważ od 4 lat jestem tam wolontariuszem.
Cóż biegacze zrobiliby bez wolontariuszy? Pewnie niewiele. Chociaż niektórzy powinni chociaż raz stanąć po tej drugiej stronie i zobaczyć, jaką ciężką i złożoną pracą jest przygotowanie tego wszystkiego.
Każdy biega z jakiegoś powodu, jedni dla zdrowia, inni dla nagród a niektórzy ot tak po prostu. – Bieganie jest dla mnie przede wszystkim formą relaksu i odstresowania.(...) Pozwala mi na odcięcie się od problemów i jest doskonałym czasem twórczego myślenia – tłumaczy Paweł Kosin, który biega regularnie od 2-ch lat. 9. PZU Półmaraton Warszawski był jego drugą „połowką” w karierze.
Podkreślił, że również w ubiegłym roku atmosfera była znakomita. Tym razem chciał poprawić swój wynik z 1:55 na 1:50 (ostatecznie było 1:50:50 – REWELACJA!). – Jak dobiegnę szybciej to makaron na mecie w tym roku może nie będzie zimny – żartował. Tegoroczny start był dla Pawła jednak czymś więcej – pobiegł w koszulce Fundacji Ojca Pio. – Pomyślałem, że skoro w Warszawie startuje tylu ludzi to może znajdzie się ktoś, kto będzie chciał i mógł pomóc.
Każdy ma powód, trenuje często w pojedynkę, ale niezwykle ważne jest także wsparcie zawodnika, jak kuchnia w restauracji. „Mam szczęście bo żona w pełni akceptuje moją pasję, potrafi mnie wspierać”- chwali się Paweł. Żartuje także, że założy grupę konkurencyjną dla BBL, będzie to BBJ- Biegam By Jeść :) „Niemal wszyscy, których znam po to zaczynali by ciała stracić, Ja też się na początku łudziłem”-dodaje. Nie stosuje żadnych diet, je wszystko i mimo niezłego kilometrażu kompletnie nie gubi kilogramów i jest mu z tym dobrze..
Kolejny zawodnik, którego miałam przyjemność poznać to Kamil Grześkowiak - Od czego zaczęło się moje bieganie? Hmm. Od zbyt dużej wagi i postanowienia, że trzeba coś z tym zrobić. Cóż, byłam pod wrażeniem tych zgubionych 30 kilogramów. To dowód na to, że jest to osiągalne. – 5 lipca 2013 przebiegłem swoje pierwsze kilometry. Myślałem, ze umrę. Z drugiej strony byłem dumny z siebie i chciałem więcej – opowiadał.
Czyli już po pierwszych kilometrach Kamil obudził w sobie ducha biegacza. Tak to już jest, biegacze zawsze chcą więcej... Czasem jednak wielkim kosztem osiągają sukcesy. – Pamiętam dokładnie, kiedy zrobiłem swoje pierwsze 15 km... Ze łzami w oczach wchodziłem po schodach. Bolało mnie wszystko, nawet nie wiedziałem, że mam tyle mięśni. Z drugiej strony czułem że przekroczyłem jakąś granicę. Czułem, że mogę więcej – stwierdził Kamil. I to jest to!
Oczywiście u każdego biegacza przychodzi pora na kolejny cel. U Kamila plan na 2014 to: półmaraton (zejście poniżej 1:40), maraton i 2000 km w ciągu roku. I będzie dobrze, bo biegacz imponuje sportową ambicję i wytrwałością. – Systematyka, zacięcie, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. Wszystko przyjdzie z czasem. I chyba najważniejsze: zawsze słucham swojego organizmu. On zawsze podpowiada najlepiej – podkreślił.
Atmosfera na starcie wczorajszej imprezy sięgała zenitu, kiedy zbliżała się godzina 10:00. Był stres ale i radość. Wyczuwało się napięcie wśród kibiców. Zatrzymałam się, popatrzyłam na te twarze myśląc, że chciałabym być jedną z nich, ale może i na to przyjdzie czas.
Na mecie atmosfera sprawiała, że chciało mi się śmiać na głos. Jako pierwszy dobiegł Victor Kipchirchir, pierwszą kobietą była Njeru Polline Wanjiku. Jednak ja czekałam na moich czterech muszkieterów. Wiele rozmawiałam z nimi przed startem, żyłam ich emocjami i nadziejami. Robiłam zdjęcia, mijały mnie tysiące twarzy. Ale w końcu zaczęli nadbiegać.
Najpierw Paweł - 1:46:02 (mówi, że spóźnił się minutkę), następny Michał, później Kuba: 1:59:07. „Last but not least” był Kamil, 52 sekundy za Kubą. Witałam zmęczone, ale uśmiechnięte twarze. – To nie był mój dzień, zdecydowanie. 3 razy chciałem zejść z trasy. Ale nie ma bata: ukończyłem. To był Półmaraton walki z kryzysami, bólem, ale warto było. Teraz zbieram siły na maraton! – opowiadał Kamil.
Najbardziej jednak martwiłam się o Michała, co jak się okazało było zupełnie niepotrzebne. Dobiegł w znakomitym nastroju. – Pobiłem swój życiowy rekord w półmaratonie: 1:54:05! – skakał z radości.
- Atmosfera fantastyczna, organizacja na piątkę a wolontariusze byli jak zwykle wspaniali i pomocni. Kibice na trasie nie zawiedli, tworzyli wspaniały klimat – wypowiada się po chwili odpoczynku Paweł. Wtóruje mu Kuba: - Zawody jak zawsze wspaniale zorganizowane. Na nic zażalenia składać nie mogę. Wspaniała organizacja, 21 punktów kibicowania, to naprawdę dawało kopa. Słońce dzisiaj nam dało w kość, ale plan minimum zrealizowałem (złamać 2:00).
Niestety nie każdy dobiegł. Zabrakło kondycji i doświadczenia i wiele osób po drodze miało problemy zdrowotne. Na szczęście służby w porę reagowały i nie doszło do tragedii. Jest to jednak nauczka dla wielu amatorów, jest to duży dystans i trzeba odpowiedzialnie podejmować się takiego wysiłku
Chodź w miarę biegania każdy z zawodników chce więcej, chodź zmienia się nastawienie, osiągnięcia, cele, sprzęt i ubranie, to pod jednym względem wszyscy są zgodni: Bieganie to nie tylko medale... I wszyscy równie chętnie rozmawiają o swoich osiągnięciach a także słabościach.
Małgorzata Bieniak, Ambasadorka Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój