Ambasador biegał nad Mienią. I dobrze się zmęczył
Opublikowane w śr., 08/01/2014 - 09:40
Trzeci bieg Mienia Winter Trial odbył się dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia przy wiosennej pogodzie. Było 5 stopni na plusie, a pełne słońce zerkało na biegaczy nad samym horyzontem – relacjonuje znad rzeki Mienia Jan Natowski, warszawski Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.
Na starcie do biegu na trzech dystansach 7, 14 i 21km stanęlo tym razem około 300 osób. Osobiście wybrałem dystans półmaratonu, a więc do przebiegnięcia miałem 3 okrążenia trasy. O 11:00 klakson samochodowy dał sygnał do startu.
Ruszyłem w zwartej grupie. Po około 300 metrach biegu ulicą Sosnową skręciliśmy w prawo i tu zaczął się prawdziwy trial. Na początek stromy podbieg na wydmę może ze 300 metrów. Było wysoko i bardzo ciężko, z boku widać było jakieś porozwalane bunkry.
Później na odcinku 1,5 km biegliśmy cały czas po wydmie, ale podbiegi i zbiegi nie były już tak ostre i długie. Na koniec zbieg z wydmy i rozpoczął się raczej płaski odcinek trasy. W typowym mazowieckim lasku sosnowym z piaszczystym podłożem trochę kluczyliśmy, ale trasa była dobrze oznaczona.
W połowie okrążenia na biegaczy czekał stolik z wodą. Niestety była ona bardzo zimna, nie bardzo można było ją pić. To uwaga do organizatorów, którzy powinni nieco inaczej zorganizować wodopój.
Po pokonaniu 4 km dotarliśmy do rzeki Mienia, która niesamowicie meandruje w kilkumetrowej głębokości parowie. Po kilkuset metrach dobiegliśmy do mostka zrobionego z powalonej kłody drewna, w stylu Indiany Jonsa, i przeprawiliśmy się na drugi brzeg rzeki. Mostek cały się uginał, na szczęście z jednej strony była barierka, której można było się przytrzymać.