"Bieg kontrolowany". "Bartek i Martyna poza zasięgiem". Mówią medaliści MP w długodystansowym biegu górskim
Opublikowane w pon., 29/04/2019 - 15:20
Bartłomiej Przedwojewski i Martyna Kantor zostali w Szczawnicy mistrzami Polski w długodystansowym biegu górskim. Na podium obok nich stanęli: Krzysztof Bodurka i Kamil Leśniak oraz Paulina Wywłoka i Katarzyna Solińska.
Relację i wyniki rywalizacji o medale MP znajdziecie w poniższym linku...
Martyna Kantor i Bartłomiej Przedwojewski mistrzami Polski w biegu górskim na długim dystansie
...teraz natomiast zapraszamy do rozmowy z wszystkimi medalistami. Wywiady przeprowadziliśmy w Szczawnicy, kilka godzin po zakończeniu rywalizacji na Wielkiej Prehybie.
BARTŁOMIEJ PRZEDWOJEWSKI (Juvenia Głuchołazy / Salomon Suunto Team), mistrz Polski (3:16:56)
Wzbraniałem się przed nadawaną mi przez wszystkich rola faworyta, bo nie lubię dzielenia skóry na niedźwiedziu przed zawodami. Oprócz sportowej formy, takie rozważania weryfikują zawsze dystans, pogoda i warunki na trasie. Nigdy nie ma pewności, kto wygra. Chociaż więc organizatorzy nadali mi zobowiązujący numer startowy „1”, wcale nie byłem przekonany, czy uda się zwyciężyć.
Chciałem zacząć mocno i tak zrobiłem. Chłopaki się nie utrzymali, więc dalej sytuacja była jasna. Krzysiek Bodurka biegł ze mną przez kilka początkowych kilometrów, ale widziałem po nim, że tempo nie było dla niego komfortowe. Dziwiłem się nawet, że od startu zaryzykował takie mocne tempo, bo mógł potem za nie zapłacić. Tak się też stało, wiem, że cierpiał na ostatnich kilometrach, ale w sumie dobrze, że to zrobił, bo maraton to dla niego nowość i czegoś ważnego doświadczył i się nauczył. W następnych startach będzie mógł to doświadczenie wykorzystać.
Kryzysy, problemy żołądkowe, rozłożenie sił na takim dystansie: biegów długich trzeba się uczyć. Dotyczy to każdego, bez względu na biegowy staż. Ja na trasie w Szczawnicy też miałem problemy. Do połowy, mniej więcej do punktu na Obidzy, biegło mi się rewelacyjnie. Potem miałem delikatne problemy z brzuchem, odczułem też swój bardzo mocny początek – i trochę musiałem zwolnić. Na ostatnich 10 km nie myślałem o tym, żeby jeszcze wyśrubować wynik i pobiec poniżej 3 godzin i 15 minut, a tylko żeby osiągnąć metę. A z czasu (3:16:56) i tak jestem zadowolony, ciekaw teraz jestem, jak ITRA to policzy (śmiech). Na razie mam ranking 897 punktów, a chciałbym mieć te 900…
Trasa biegu – na papierze, z profilu, wydawała się łatwa, a w rzeczywistości była trudna. Podbiegi i płaskie odcinki łatwe, za to szybkie. Zbiegi mocno techniczne, więc na nich też nie odpoczywamy. Od początku do końca musisz być bardzo zaangażowany, nie ma miejsca, w którym się wyłączysz i po prostu sobie biegniesz. Na każdym zbiegu czekałem, żeby zaczęło się pod górkę. I te skałki na końcu, z których prawie pionowo trzeba było dostać się na dół. Zdziwiłem się, jak na nie wbiegłem i zobaczyłem tę ścianę (śmiech).
Trochę żałuję, że doping na trasie miałem tylko od mijanych zawodników z dłuższych dystansów. Akurat przeżywałem wtedy kryzys i przepraszam, że nie bardzo mogłem odpowiedzieć na okrzyki wsparcia. Natomiast punkty przebiegałem w kompletnej ciszy. Dopiero na Obidzy było super. Fajnie mnie tam przywitano i od razu dodało to mocy.
Impreza w Szczawnicy bardzo mi się podobała, chciałem tu przyjechać już w zeszłym roku, ale nie czułem się jeszcze wystarczająco silny, żeby rywalizować z chłopakami w mistrzostwach Polski. Teraz wygrałem i otrzymałem złoty medal od PZLA, bo spełniłem wymagane kryteria, czyli mam klubową licencję. Juvenia Głuchołazy to klub, który z czasów juniorskich i biegania na bieżni darzę dużym sentymentem. Związku za to nie darzę żadnym szacunkiem. Kiedyś przez 7 lat trenowałem „stadionową” lekką atletykę i mam same złe doświadczenia, teraz na szczęście jestem poza tym, ale z kontaktów ze znajomymi, którzy wciąż trenują „pod PZLA” wiem, że nic się na lepsze nie zmieniło.
Byłem wcześniej mistrzem Polski w biegach anglosaskim, alpejskim i na krótkim dystansie, teraz wygrałem dystans długi. Brakuje mi tytułu w ultra. Nawet się przez chwilę zastanawiałem, czy by nie wystartować w Ultramaratonie Karkonoskim, ale jednak na wydłużenie dystansu przyjdzie jeszcze czas, czekam na odpowiedni moment, żeby zrobić pierwsze kroki w kierunku 50 kilku kilometrów. Ale to jeszcze nie w tym roku (śmiech). Na razie biegam nie więcej niż maraton, Szczawnica 43,3 km to mój najdłuższy dystans.
Teraz przede mną Zegama-Aizkorii (2 czerwca - red.). Maraton w Kaju Basków rozpoczyna cykl Golden Trail World Series, w którym wygrałem ubiegłoroczny finał. To bardzo trudna i wymagająca seria biegów, mniej więcej co 4 tygodnie jest start, po każdym trzeba odpocząć i zrobić trening pod kolejny. Od czerwca do września mam pięć naprawdę ciężkich startów.
Dwoje Polaków na liście startowej Golden Trail World Series. "Będzie prawdziwa Liga Mistrzów!"
Pamiętam, że gdy w zeszłym roku po Zegamie czekałem na kontrolę antydopingową, Szwajcar Rémi Bonnet z mojego teamu Salomona usiadł na krześle i powiedział, że przez najbliższe 3 dni nie biega. Jeśli ten gość mówi coś takiego, to znaczy, że były to naprawdę trudne zawody! Tam każdy tak wygląda po starcie (śmiech).
KRZYSZTOF BODURKA (AZS AWF Kraków / Alpin Sport Hoka One One Team), wicemistrz Polski (3:26:31)
Bałem się Wielkiej Prehyby i jej dystansu, to był mój debiut w maratonie górskim, nigdy do tej pory nie biegłem więcej niż 31 kilometrów. No i popełniłem mały błąd na trasie, przez który końcowe 6 kilometrów biegłem ze skurczami w nogach, co nie jest fajne. Piłem dużo wody, ale prawdopodobnie za mało elektrolitów, z których się wypłukałem. Energię miałem, wydolnościowo czułem się super, ale jak podchodzisz ze skurczami i potem musisz zbiegać, to masz spory problem. Ale jak poprawię ten element, to będzie lepiej.
Ale i tak na równą rywalizację z Bartkiem Przedwojewskim nie było szans, gdyby nie skurcze mógłbym mieć jedynie troszkę mniejszą stratę. Był zdecydowanie poza zasięgiem, uciekł mi już po kilku kilometrach, nawet nie próbowałem się go trzymać, bo to nie było moje tempo, nie czułem się w nim komfortowo. Bardzo się natomiast cieszę, że żaden z pozostałych rywali nie zagroził mnie (trzeci na mecie Kamil Leśniak stracił do Bodurki prawie 7 minut - red.). Jestem też zadowolony z osiągniętego wyniku 3:26:31.
Trasa Wielkiej Prehyby bardzo mi się podobała, niespecjalnie trudna technicznie, jedynie kilka kamienistych zbiegów było wymagających. To był fajny debiut i dobre przetarcie, doświadczenie przed kolejnymi startami: Biegiem Marduły i maratonem Mont-Blanc, 30 czerwca w Chamonix. To będzie drugi i ostatni w tym roku maraton, na pierwszy rok wystarczy tego dystansu. Myślałem jeszcze o listopadowych mistrzostwach świata WMRA w długodystansowym biegu górskim w Argentynie, ale wiem, że PZLA nie zagwarantuje nam wyjazdu i musielibyśmy wyłożyć własne środki. Na swój rachunek to jednak trochę ciężko, chyba że może pomogą sponsorzy. Na razie nie ma tematu.
Srebro na długim dystansie to mój drugi w tym roku medal MP, 2 tygodnie wcześniej zostałem w Ustrzykach mistrzem Polski w biegu anglosaskim. Ale w lipcowym Ultramaratonie Karkonoskim i mistrzostwach w ultra nie zamierzam startować, dla mnie już maraton jest bardzo długim dystansem. Chcę zobaczyć jak wyjdzie ten sezon, bo już starty na 42 km to dla mnie całkowita nowość. Do tej pory skupiałem się na „anglosasach” i biegach alpejskich, a na początku roku zawsze łączę je z przełajami, bo są dobrym przetarciem przed sezonem. Ale jeśli maraton Mont-Blanc też (jak Szczawnica) pójdzie mi dobrze, będę myślał o startach na tym dystansie także w przyszłym roku.