"Było bardzo ciężko". Gorący Puchar 36. PZU Maratonu Warszawskiego w Międzylesiu [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 02/08/2014 - 15:50
Las, kąsające owady, upalna pogoda, duszno tak bardzo, że każdy por skóry domaga się powietrza. To nie wstęp do relacji z biegu który odbył się w Tajlandii, Laosie czy Kamboży. To sceneria czwartej edycji Pucharu Maratonu Warszawskiego 2014.
Impreza ma za zadanie przygotować biegaczy do 36. PZU Maratonu Warszawskiego. Uczestnicy podczas każdego biegu w ramach pucharowej rywalizacji pokonują coraz dłuższy dystans. Wszystko rozpoczęło się jeszcze w kwietniu w Parku Skaryszewskim od biegu na 5 km. Wraz z kolejnym spotkaniem dokładana jest kolejna „piątka”. W sobotę na uczestników czekało 20 km.
Mimo trudnych warunków atmosferycznych na starcie stanęło blisko 400 uczestników. Od początku na prowadzeniu utrzymywała się dwójka biegaczy z grupy Warszawiaky: Bartosz Olszewski i Mateusz Baran. Zawodnicy pomagali sobie, podawali wodę i rozprowadzali jak kolarze w zawodowym peletonie. Również na dalszych miejscach miejscach biegacze wykonywali solidną pracę żeby utrzymywać swoje tempo biegu. Organizatorzy przypominali uczestnikom o właściwym nawodnieniu. Co chwilę padał komunikat: „Najpierw jest woda, później izotonik”. Biegacze kończąc każde okrążenie wyciągali ręce w potrzebie do obsługi punktu żywieniowego i ruszali dalej.
Mimo że bieg odbywał się na terenie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego - gdzie praktycznie cała trasa była zacieniona - było bardzo gorąco i duszno. Już po kilkuset metrach idąc wzdłuż trasy można było mieć mokrą koszulkę. Cóż więc mogli powiedzieć biegacze, którzy mieli przed sobą cztery pętle po 5 km? Pogoda przed południem wydawała się idealna do „plażingu” a nie wytężonego wysiłku. Szczęśliwcami byli kibice posiadający środki przeganiające owady. W innym przypadku trzeba było się przyzwyczaić do towarzystwa moskitów.
W końcu po ponad godzinie i dziesięciu minutach na mecie jako pierwszy zameldował się zmęczony Bartosz Olszewski. Po chwili finiszował zaprzyjaźniony z naszą redakcją Mateusz Baran. Mimo wysokiego poziomu wytrenowania obaj byli bardzo zmęczeni a pot z koszulek zawodników można było wyżymać.
- Nie polecam biegać w takich temperaturach bo to może szkodzić zdrowiu. Było bardzo ciężko. Zwłaszcza ostatnie kółko, które było proszeniem się o metę. Chciałem doczłapać, napić się i najchętniej pójść spać. Na początku naszym założeniem było żeby biec w tempie 3 minuty i 30 sekund na kilometr. Wszystko szło dobrze właśnie do tego ostatniego okrążenia. Później było już bardzo źle, miałem ciężkie nogi a buty namokły mi wodą - powiedział Mateusz Baran.
Jako pierwsza kobieta na mecie pojawiła się Tamara Mieloch z czasem ok. 1:34:44.
- Najwięcej problemów sprawiło mi trzecie okrążenie. Miałam tam największy kryzys. Po 15 km już myślałam, żeby zejść. Jednak nie można schodzić z trasy. Sam bieg był dość żmudny. Nie lubię takich okrążeń gdzie trzeba się kręcić jak chomik w klatce. Zawsze wtedy mam taką myśl „O Boże jeszcze dwa okrążenia”. Sama trasa była dosyć szybka, tylko pogoda dała popalić, mimo że trasa była w cieniu. Ważna w takim biegu jest taktyka. Trzeba się nawadniać. Ja miałam ze sobą butelkę z wodą ale mi nie wystarczyła na długo i później już zatrzymywałam się na punktach - powiedziała na mecie pani Tamara.
Ostatni bieg w ramach Pucharu Maratonu odbędzie się 30 sierpnia w lesie im. Jana III Sobieskiego w Wawrze. W imprezie nie jest prowadzona klasyfikacja generalna, tylko w kategoriach wiekowych.
36. PZU Maraton Warszawski wystartuje się 28 września.
RZ