Chudy Wawrzyniec 50+ Ambasadora. W poszukiwaniu utraconego...

 

Chudy Wawrzyniec 50+ Ambasadora. W poszukiwaniu utraconego...


Opublikowane w pon., 08/08/2016 - 11:35

Po zeszłorocznym „zamykaniu” trasy i zdejmowaniu oznaczeń dostałem Wawrzyńcowy pakiet.Nie było więc wyjścia, trzeba było ruszać.

Relacja Bartosza Grzegorczyka, Ambasadora Festiwalu Biegów

Po mocnym skręceniu stawu skokowego na Lavaredo Ultra Trail półtora miesiąca temu, pozostawał jeszcze lekki ból i niepokój o zbiegi. Plan był prosty: długa trasa ze spokojnym początkiem i nabieranie stopniowo rozpędu by zakręcić się miedzy 10:30 a 11:30.

Start z końca stawki gwarantował spokojny początek, lekka mżawka chwilowo ucichała, ruszyliśmy z Rajczy w świetle flar. Pierwsze kilometry asfaltem lekko w górę aż do odbicia na szlak w kierunku Rachowca (954m n.p.m). Trochę tłoczno, ciężko wyprzedzać, tempo powolne, niecałe 500m w pionie.

Na 10. kilometrze PK1. Czas 1:17:45 – trochę wolniej niż w planach ale z dobrą perspektywą na dalsze. W między czasie żel i co 20 minut kilka łyków wody. Organizm „chodzi” jak dobrze naoliwiona maszyna aż do pierwszego zbiegu do Zwardonia (jakieś 180 m w pionie w dół po trawkach) gdzie odzywa się tępy ból skręconej kostki. Cały czas siąpi delikatnie deszczyk, robi się trochę błotnisto, ale bez większego dramatu.

Kolejne podejście tym razem na Kikułę (1087m n.p.m) i ok 300 metrów w pionie. Zużyty już bieżnik inov-8-tów powoduje rytm: krok w górę, kilka centymetrów ześlizgu i kolejny krok do góry. Mimo tego nie wyciągam jeszcze kijów i powoli, systematycznie wyprzedzam kolejnych zawodników.

Znów zbieg i ból i kolej na podejście na Wielką Raczę (1236m n.p.m i +300m). Wspominam pierwszą edycję biegu gdzie towarzyszyłem w górskim debiucie zamykającej dziś krótką trasę Małżonce. Tak jak dzisiaj padało ale było znacznie zimniej.

Przy schronisku zatrzymuję się na parę minut. Muszę w spokoju ułożyć w głowie dalszy plan działania. Z jednej strony długa trasa to ryzyko odnowienia kontuzji, wiem również że za Rycerzową będzie błotniście i ślisko co nie pomoże w osiągnięciu wyniku, którego po nieudanym starcie w Dolomitach, roku walki o przyzwoity poziom żelaza jestem głodny. Na ściganie na krótkiej też jest już za późno, zbyt asekuracyjny początek pogrzebał i tu szanse na sukces. Motywacji jakiejkolwiek brak.

Mijają mnie kolejni znajomi a ja sączę złocisty płyn. W końcu się robi się chłodno, wiem że to tylko jedne z zawodów i będą kolejne. Z dzisiejszego biegu muszę „wyciągnąć” jak najwięcej.

Decyduję, że z Rycerzowej Wielkiej zbiegam przez Muńcół do mety. Trochę się niepokoję o końcówkę, którą pamiętam z pierwszej edycji. Kręto, stromo, ślisko, liczne kamienie, wszystko co najlepsze by świetnie się bawić… Ale głowę mam już spokojną, „połykam” kolejne kilometry wraz z kolejnymi zawodnikami.

Na Przegibku (ok. 38 km w czasie 4:55:02) korzystam pełnymi garściami z dobrodziejstw bufetu, spotykam znajomych, którzy mnie wyprzedzili na Wielkiej Raczy. Teraz rytm nadają: arbuz, drożdżówka, arbuz, jagody z cukrem, kolejna drożdżówka i kolejny arbuz. Kończę herbatą a bukłak uzupełniam tylko na tyle by starczyło do mety i by nie mieć pokusy skręcić w „złą” stronę.

Po 10 minutach opamiętuję się i ruszam w stronę Wielkiej Rycerzowej (1226m n.p.m i ok. 200m w górę) gdzie docieram w 6:03:01. Zaczyna się „zabawa”, na którą czekałem od Wlk. Raczy. Najpierw krótki zbieg na przełęcz Kotarz (150 metrów w dół) i dwóch zawodników zostaje w tyle, dalej mocno pod górę na Muńcół (1166m n.p.m) zostawiając kolejnych biegaczy w tyle i wreszcie pięciokilometrowy zbieg w stronę mety.

Biegnę coraz pewniej, wpadam w lekki trans, co ciekawe noga po Przegibku „zamilkła”, więc pozostaje cieszyć się z biegu. Odzyskawszy radość z biegu, podążam na granicy przyczepności doganiając i mijając kolejnych biegaczy.

Na zbiegu siła dociskająca wypycha błoto spod bieżnika i zapewnia solidne trzymanie.

Ostatniego z zawodników wyprzedzam już na asfalcie i na metę wbiegam po 6 godzinach 52 minutach i 29 sekundach na 83. pozycji. Niby nic szczególnego, ale dla mnie to „przełamanie”. Odzyskałem radość, pewność na zbiegach i chęć na więcej.

Do zobaczenia w Krynicy…

Bartosz Grzegorczyk, Ambasador Festiwalu Biegów  


Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce