Dlaczego Wawrzyniec jest Chudy?
Opublikowane w ndz., 09/08/2015 - 20:53
Kto po raz pierwszy startował w dłuższej wersji Chudego Wawrzyńca miał się dopiero dowiedzieć skąd wzięło się charakterystyczne logo imprezy. Dwa podejścia na dalszej części trasy wyglądy mniej więcej tak jak na znanym obrazku. Kto nie dysponował kijami musiał liczyć na pomoc rąk. Strach pomyśleć jak wygląda pokonywanie tego odcinka podczas deszczowej pogody.
Dotarcie do kolejnego punktu ok. 58-kilometra to kolejne zejścia i podejścia, na których coraz bardziej doskwierał brak jakichkolwiek źródeł wody. Tegoroczna edycja była drugą kolejną kiedy słynne Wawrzyńcowe błocka nie doskwierały zbytnio biegaczom a pogoda zmieniła swoje oblicze z deszczowej na ekstremalnie upalną. Całe szczęście w przeważającej części dystansu dominowały lasy i odczuwalne lekkie wiatry. Wyjście na otwartą przestrzeń wiązało się ze zwiększeniem objętości wydalanego potu o kolejne hektolitry.
Na następnym punkcie przywitała nas niezwykle miła obsługa, serwująca nawet piwo bezalkoholowe, żele i batony energetyczne. Dzięki temu kolejne kilometry do ostatniego punktu kontrolnego przebiegły w miarę normalnie, choć bieg coraz bardziej przypominał marsz skazańców. Po otrzymaniu opaski wskazującej, którą wersję trasy się kończy, skierowaliśmy się do mety obok schroniska na Hali Rysianka i pod schroniskiem na Hali Lipowskiej, gdzie można było się jeszcze zaopatrzyć w niezbędne płyny. Świadomość bliskości mety zaczęła działać po dostrzeżeniu oznaczenia – 10 kilometrów do mety. W zależności ile zostało Ci sił, zbieg jaki potem nastąpił mógł być zbawieniem lub koszmarem, ponieważ był dość kamienisty a fragmentów otwartych przestrzeni było nieco więcej niż wcześniej.
Na około kilometr do końca słychać już było dobiegające z mety komentarze. Pozostało jeszcze tylko przebiegnięcie mostka w asyście gromkich braw i już można było się cieszyć medalem wręczanym osobiście przez Krzysztofa Dołęgowskiego lub jeśli ktoś miał szczęście, Gediminasa albo Kamila, którzy znacznie wcześniej zakończyli swoje zawody, na jak się można było domyślać, dwóch pierwszych miejscach.
Warto wspomnieć o atmosferze odczuwalnej od samego początku imprezy. Zarówno w trakcie odprawy dzień przed zawodami, jak i podczas zakończenia imprezy można było poczuć, że jest to święto biegania w przyjacielskim towarzystwie, a każdy jest tu równy i każdemu należy się szacunek za ogromny wysiłek włożony w dotarcie na metę.
Nie można nie wspomnieć, że niektórym upalne warunki nie przeszkadzały powalczyć o świetne wyniki. Piotrowi Bętkowskiemu udało się ponownie wygrać, tym razem z wynikiem poniżej 9 godzin na długiej trasie. Niesamowita Ewa Majer była tym razem trzecia w klasyfikacji open. Natomiast Malwina Jachowicz, która zajęła trzecie miejsce wśród kobiet poprawiając swój zeszłoroczny wynik aż o 2 godziny. Jest zdecydowanie na fali dlatego warto zwrócić uwagę na jej występy w kolejnych zawodach w tym roku. Wszystkim im mogliśmy pozazdrościć oryginalnych, ręcznie robionych statuetek Wawrzyńca wręczanych zdobywcom miejsc na podium.
Pełne wyniki w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.
Tegoroczna edycja imprezy pobiła rekord frekwencyjny nie bez powodu. Dbałość o szczegóły i dostosowanie do naszych, biegaczy, potrzeb powodują, że na pewno warto wystartować w Chudym Wawrzyńcu w szczególności kiedy robi się pierwsze kroki w ultra. Bieg z uwagi na niełatwe beskidzkie szlaki daje popalić, ale daje też szanse wiele się nauczyć. Gwarantuje też, że niezależnie czy pogoda jest upalna czy deszczowa wysiłek włożony w start będzie ogromny i wytopi z Ciebie sporo tłuszczu!
Adam Pawliński