Koniczynka Trail Maraton i Półmaraton od serca [ZDJĘCIA]
Opublikowane w sob., 09/05/2015 - 17:22
„Stary, za bieganie nie powinno się płacić” – to dewiza Biegu Turystyki Przygodowej Koniczynki Trail Marathon. Biegu, który odbył się już po raz czwarty a jego organizatorami są studenci AWF Kraków, na czele z „ojcem” i „mamą” biegu - Wojciechem Swędziołem i Eweliną Kapustą. Są to osoby które na czas przygotowań do biegu zapominają o realnym świecie i całkowicie poświęcają się na przygotowaniu imprezy wraz ze studentami. Nie zaznaczył bym tego tutaj, gdyby nie fakt że robią to z pasji, z powołania z miłości, całkowicie za darmo...
Relacja z Ojcowa Marka Grunda, Ambasadora Festiwalu Biegów
A więc chwilo trwaj, takie rzeczy się zdarzają!
Co napisać o ludziach którzy tworzą z pasją imprezę od 4 lat? Ciężko ubrać to w słowa, dlatego najlepszym obrazem tego może chyba być jedynie przeżycie tej imprezy. Od początku do końca.
Bezpłatna formuła biegu przyciąga tłumy chętnych, ale czy to tylko brak opłaty startowej czy też organizacja i klimat tego biegu decydują o jego sukcesie? A może po prostu klimat Ojcowskiego Parku Narodowego, jego przepiękne widoki i ścieżki po których odbywa się bieg?
Pytań można by postawić wiele, ale tak jak wielu jest uczestników imprezy, tak nie ma jednej odpowiedzi. Coś jest istotne dla jednego, dla drugiego już mniej.
Spójrzcie na tegoroczne koszulki biegu, przedstawiają one powrót do korzeni, o tym jak to wszystko się z tym bieganiem zaczęło. Przypominam wam - dziś nie liczy się linia mety, nie patrzcie na zegarki czy GPS’y, nie przywiązujcie dziś tak wielkiej uwagi do waszego wyniku. Niech dziś liczy się tylko to (gest ręki wskazujący serce) tam gra wszystko co najważniejsze- słowa Wojciecha Swędzioła wygłoszone tuż przed startem doskonale oddają klimat Koniczynka Trail.
Ten krótki, ale wymowny wstęp zebrał głośne brawa uczestników, a moje serce zabiło mocniej, przypominając początki z bieganiem… Świat dał nam jedno życie „przebiegajmy” je po swojemu, bo nikt za nas tego nie zrobi...
Jak to na Koniczynce, pogoda dopisała - słońce świeciło a delikatny wiatr sprzyjał ruchowi. Uśmiechy na twarzach uczestników nie gasły nawet na chwilę.
Biuro zawodów mieściło się w Ojcowie, jak zawsze przy gościnnym Barze „Sąspówka”. Weryfikacja uczestników przebiegła szybko i z poczuciem humoru, mimo że bieg był darmowy, w pakiecie każdy otrzymał wspomnianą wcześniej koszulkę z przepięknym przesłaniem. Był też oczywiście numer startowy - zawodniczy trasy maratonu pobiegli w kolorze zielonym, a półmaratonu - czerwonym.
W zawodach wzięło udział w sumie 150 zawodników, gdyż taki niestety jest wyznaczony limit z względów organizacyjnych. Wyniki w festiwalowym KALENDARZU IMPREZ.
Sam jestem bardzo zadowolony z swojego trzeciego już startu w Koniczynce. Pobiegłem na trasie półmaratonu z planem złamania 1h40'. Ruszyłem mocno z czołówką biegu i trzymałem ustalone tempo. Po pierwszym podbiegu czołówka już była rozciągnięta.
Pierwsze okrążenie minęło z mrugnięciem oka, a ja już wiedziałem że się uda. Wyrobiłem sporą przewagę i nazbierałem kilka minut zapasu nad założonym pułapem. Drugie okrążenie przysporzyło trochę problemów. Kolejny podbieg sporo mnie kosztował i musiałem trochę zwolnić. Zauważyłem że ktoś mnie dogania, ale nie, nie – nie dziś. To jest moja chwila i wykorzystam ja na 101%. A więc Koniczynko proszę Cię strzel mi w pysk z swojego czwartego liścia, który to rzekomo przynosi szczęście ale go nie można znaleźć, i wyrwij moje nogi do przodu...
Czterolistna chyba wysłuchała mojej prośby i odrobiłem przewagę nad stawką. Powiększyłem ją jeszcze na długiej prostej, ale na ostatnim podbiegu znów opadałem z sił. Na szczęście nie na długo - znany chyba wszystkim górskim biegaczom Józek Pawlica, który zajął drugiej miejsce podczas 2. edycji Koniczynki, głośno zagrzewał mnie do walki. A co tam - krzyknąłem sobie, i postanowiłem powalczyć do końca. Wbiegając na ostatnie wzniesienie podziękowałem Józkowi solidną „piątką”, bo byłem już na zbiegu wiodącym wprost do mety...
Emocji nie zabrakło do końca, bo na zbiegu zauważyłem.... rozwiązaną sznurówkę. To już drugi raz w tym roku na zawodach! Koniczynko, jeszcze raz Cię proszę - unieś mnie trochę w powietrzu i przypilnuj tej sznurówki....
Tak też się stało - na zbiegu unosiłem się w powietrzu czułem już jak mocniej bije serce. Obróciłem się jeszcze do tyłu, ale tam już nikogo nie było. Taaaak! Udało się ! Siódme miejsce i czas 1:38:48 na mecie w pełnie mnie satysfakcjonują. Tak jak i cała impreza. Oby więcej takich w biegowym kalendarzu...
Marek Grund, Ambasador Festiwalu Biegów