Krzysiek Jaśkiewicz - od grubasa do… pustynnego ultrasa! "Jeżeli wydaje wam się, że coś jest niemożliwe to macie rację. WYDAJE WAM SIĘ"
Opublikowane w czw., 28/03/2019 - 10:02
Nie uprawiał żadnego sportu, nie stronił od używek, ważył prawie 140 kg. Pewnego dnia postanowił wstać z kanapy… i tak rozpoczęła się prawdziwa rewolucja. Nie było półśrodków. Dieta, treningi i ambitne cele. Zdobył Koronę Półmaratonów, ukończył kilkadziesiąt biegów, w tym wiele przeszkodowych a niedawno Runmageddon Sahara. Tak, cały czas mowa o tym samym człowieku. Poznajcie go, oto Krzysztof „Biały Dropsik” Jaśkiewicz.
Jak wyglądało Twoje dawne życie? Co się stało, że postanowiłeś się zmienić? Był jakiś konkretny impuls?
Krzysiek Jaśkiewicz: Moje dawne życie, patrząc z perspektywy czasu, wyglądało żałośnie. Teraz nie boję się powiedzieć, że byłem alkoholikiem, nałogowym palaczem i wiecznie zmęczonym facetem. Piłem codziennie, ukrywając ten problem w pracy i w domu. Byłem prawie na dnie i tylko moja żona trzymała mnie jeszcze za głowę na powierzchni. Walka mojej żony ze swoją chorobą i o to, by wyprowadzić mnie na ludzi sprawiła, że w końcu postanowiłem coś zmienić. Pracuję na kopalni, pod ziemią. Gdy dwóch moich kolegów z pracy zmarło z powodu otyłości, ja ważyłem już prawie 140 kg. Wtedy powiedziałem sobie dość, czas na zmianę, bo też nie dożyję do emerytury.
Jak wyglądała ta przemiana?
Moja żona znalazła dwutygodniowe wczasy oparte na diecie dr Dąbrowskiej, która miała pomóc jej w zwalczaniu choroby z którą walczyła od 7 lat. Przeczytałem, że skutkiem ubocznym tej diety jest utrata wagi. Pojechałem razem z nią, wiedząc, że mogę zrezygnować w każdym momencie. Nie wierzyłem, że dam radę na tej diecie (500 kcal samych warzyw i owoców dziennie!). Gdy patrzyłem jak Aga codziennie walczy, nie mogłem być gorszy. Po dwóch tygodniach byłem lżejszy o 10 kg.
Później korzystałeś z pomocy specjalistów czy improwizowałeś?
Po powrocie do domu, uzbrojony w wiedzę z wyjazdu i książki, kontynuowałem z żoną dietę przez kolejne cztery tygodnie a wskaźnik wagi napędzał mnie do działania. W ciągu 6 tygodni dzięki diecie i ćwiczeniom schudłem 27 kg. To był szok! I już wiedziałem, że nie chcę wracać do tego co było.
Kiedy w tym wszystkim pojawiło się bieganie?
Od początku mojej przemiany do biegania była jeszcze daleka droga. Gdy byliśmy na tym turnusie, kolega podsunął pomysł, by wystartować w biegu Runmageddon. Po zapoznaniu się z jego formułą, zdecydowaliśmy z Agą, że mogę spróbować. Tylko wcześniej byłem całkowitym przeciwnikiem sportu i nie wiedziałem jak się za to zabrać. Poszukałem w Internecie i tak trafiłem na crossfit. To była prawdziwa walka: mordercze treningi a do tego praca na zmiany w kopalni. Ale skoro bieg był opłacony, nie mogłem się poddać.
Ile trwała przemiana? To już koniec czy jeszcze masz jakieś cele?
Moja przemiana zaczęła się w kwietniu 2016 roku i trwa do dzisiaj. Efekt to 40 kg mniej, ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Moim celem jest zejść poniżej 90 kg (mam 184 cm wzrostu), poprawić szybkość i technikę biegu oraz zwiększyć siłę górnych partii ciała.
Biegasz regularnie? Preferujesz teren czy asfalt?
Nie biegam codziennie. Moje treningi to głównie crossfit i kalistenika, by poprawić wydolność i siłę. Biegam zazwyczaj w weekendy. Na początku biegałem tylko w terenie, unikając asfaltu z powodu wagi i lęku przed kontuzjami. Teraz, bardziej świadomy swojego ciała, nie boję się asfaltu i dłuższych biegów, co pozwoliło mi ukończyć siedem półmaratonów w ubiegłym roku, zdobyć ich koronę i herb oraz kilkadziesiąt innych medali.
Kiedy pojawiła się myśl o Rumangeddonie na Saharze?
Moją ulubioną formą biegów nadal są biegi z przeszkodami, najczęściej Runmageddon i jego różne formuły. Zrobiłem dwa razy weterana (rekrut 6 km + 30 przeszkód, classic 12 km + 50 przeszkód i hardcore 21 km i 70 przeszkód). Wiedziałem, że jest coś takiego jak Sahara, ale nie sądziłem, że podołam, bo to w końcu 120 km w ekstremalnych warunkach. Stwierdziłem, że zaufam losowi i tak pojawił się pomysł na zrzutkę – uzbieram, to pojadę. Wiara mojej żony i ponad setki ludzi, którzy wsparli mnie pieniędzmi i dobrym słowem sprawiła, że znalazłem się wśród 90 osób, które podjęły to wyzwanie.