Krzysztof Gosiewski zainwestował w medal Mistrzostw Polski. Ma tylko medal

 

Krzysztof Gosiewski zainwestował w medal Mistrzostw Polski. Ma tylko medal


Opublikowane w śr., 03/12/2014 - 10:50

Panie Krzysztofie ma pan 26 lat, lekką atletykę uprawia zaledwie od trzech. Wcześniej trenował pan wioślarstwo. Czy tam zasady kwalifikacji są bardziej przejrzyste?

Krzysztof Gosiewski: Tam również zasady kwalifikacji są niejasne. Można powiedzieć, że jest jeszcze gorzej niż w biegach. Raz miałem jechać na zawody międzynarodowe, ale był telefon do klubu, że jestem za niski, więc pewnie za słaby. Wioślarze często nie jeżdżą na imprezy, bo mają złe parametry, nie takie jakie są w tabelach, które opracowali mądrzy ludzie...

 

Czy dyscyplina sportu, którą wcześniej uprawiał Krzysztof, pomaga mu w bieganiu?

Błażej Stankiewicz: Krzysiek ma zdolność wytrzymywania biegów długich. Zawodnicy, którzy z nim rywalizowali, mają już swoje sukcesy i wyniki. Jeśli ktoś jest głodny sukcesu, to idzie w ciemno. Myślę, że właśnie dlatego przegrali. Z punktu fizjologii wioślarstwo na pewno było dobrym zapleczem. Jest to bowiem dyscyplina cykliczna, oparta na zdolnościach wytrzymałościowych. Dodatkowo dochodzi wytrzymałość siłowa, więc może dlatego Krzysiek ma taką moc w przełajach. Gdy mieszkał w Ełku, potrafił rywalizować w przełajach z mieszkającym tam Michałem Smalcem, który też odnosił sukcesy w bieganiu. Wtedy jeszcze nie trenował, ale zawsze miał ochotę, żeby uprawiać ten sport.

Mam pod sobą wielu studentów wioślarstwa i wiem, że oni biegają brzydko. Krzysiek przemieszcza się bardzo naturalnie. Gdy miał u mnie zaliczenie biegu na 1500m na stadionie żużlowym, zrobił to w 4 minuty i 16 sekund. Pamiętam, że zacząłem stukać w stoper i sprawdzać, czy aby się nie zepsuł. To było dla mnie niepojęte, niejeden zawodnik musi potrenować, żeby osiągnąć taki wynik.

Później Krzysiek dał się namówić i pojechał na Akademickie Mistrzostwa Polski. Na bieg w 30 stopniowym upale przyszedł prosto z pociągu. Założył długie czarne getry, jak to mają w zwyczaju wioślarze, i wygrał swoją serię w czasie 9:08. Pewnie by i pobiegł poniżej 9 minut, ale sam by chyba nie wiedział o co tu chodzi. Takie były jego początki...

Jak wpłynęła na pana cała ta sytuacja?

Krzysztof Gosiewski: To wszystko mnie jedynie motywuje. Większość polskich zawodników zdobywa medale, bo robi im się pod górę. To mnie tylko napędza. Zrobiłem wszystko by biegać i będę to robił dalej. Tak jak mówiłem, zainwestowałem w to wszystko. Wiedziałem, że po obozie może być ciężko, ale najwyżej pożyczę od trenera parę groszy. Byle dalej trenować. Taką miałem siłę woli. Nawet nie zakładałem, że skończę trenować. Tym bardziej teraz, bo wiemy, że zmierzamy w dobrą stronę.

Otrzymał pan duże wsparcie od biegaczy, powstał nawet list otwarty w obronie pana wyniku. Zaskoczyła pana taka reakcja?

Krzysztof Gosiewski: To faktycznie było bardzo przyjemne, gdy odezwał się do mnie redaktor Łukasz Panfil i przedstawił sytuację. Wielu z moich rywali i kolegów było w podobnej sytuacji. My się ścigamy tylko na danym dystansie i w danym czasie. Ja wsparłbym tych ludzi tak samo. Nie jestem w tym środowisku zbyt długo, ale czytałem o podobnych problemach. Taką solidarnością można wiele osiągnąć.

Co teraz przed panami?

Błażej Stankiewicz: Zastanawiamy się co robić. Nie wiemy po co nam forma w grudniu. Krzysiek jest teraz w dyspozycji wyższej niż 100%, bo przepracował mocno listopad. Teraz muszę go trochę „ostudzić”.

Na wiosnę chcemy pobiec 10 000m na bieżni, potem Mistrzostwa Polski seniorów na 10 000m oraz Mistrzostwa Polski na 5000m. Na koniec sezonu spróbujemy z półmaratonem. Może to trochę za szybko, ale chcę zobaczyć jak Krzysiek będzie wyglądał na tym dystansie. Ostateczna decyzja jednak zależy od czasu na 10 km. Jeśli nie będzie zadowalający, to poczekamy.

Czego życzyć panom na nowy rok?

Błażej Stankiewicz: Najważniejsze dla biegacza jest zdrowie. Mój trener Wiesław Perszke mawiał, że nie ma znaczenia czy masz formę czy nie, bo jak możesz trenować, to ją zbudujesz. Z kolei znajomi Kenijczycy mawiali: „nam potrzeba tylko jedzenia i czasu na trening i spanie, musimy się najeść, żeby mieć siłę na trening, a jak potrenujemy, to zarobimy”. Wynika z tego, że przydało by się i trochę pieniędzy, żeby dalej pić ten ohydny sok z buraka.

Dziękujemy wraz z „Łysym” za zainteresowanie sprawą, wiemy, że jest to tylko burza i za chwilę pył opadnie. Jednak warto dla chwili poczucia wspólnoty w świecie biegaczy. Do zobaczenia na zawodach, pozdrawiamy.

RZ

fot. Archiwum Krzysztofa Gosiewskiego

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce