Maciej Florczak: "Robię to co mi przynosi radość, satysfakcję i poczucie wolności"
Opublikowane w pt., 04/03/2016 - 08:49
W tegorocznym Baikal Ice Marathon, który odbędzie się w niedzielę 6 marca, wystartuje pokaźna grupa polskich biegaczy, co najmniej siedmiu (organizatorzy nie publikują listy zgłoszeń). Obok wspomnianych przez nas wcześniej Piotra Hercoga, Bartosza Mazerskiego i Ireneusz Jałoza, jest także Wojtek Grzesiuk z Polskiego Związku Alpinizmu, Łukasz Zdanowski - 10. zawodnik Grana Tatr 2015, Emilia Romanowicz - biegaczka i biegaczka narciarska, blogerka (fitkuchnia.pl) oraz Maciej Florczak z Gorzowa Wielkopolskiego – biegacz górski, maratończyk i ultramaratończyk, finiszer Trans GranCanarii Advanced w 2015 r. (83 km, 17:29:35). Udało nam się porozmawiać z Maciejem.
Nasz bohater przyznaje, że tego typu impreza to dla niego nowość, ale wierzy we wskazówki udzielone mu przez Roberta Sadowskiego, który w ubiegłym roku ukończył tę jedną z najtrudniejszych imprez biegowych na świecie
Dlaczego akurat Baikal Ice Marathon?
Maciej Florczak: To realizacja pomysłu sprzed kilku lat. Razem ze znajomymi zaczęliśmy biegać, pasja zaczęła się rozwijać, coraz dłuższe dystanse, dłuższe maratony, ultramaratony. Usłyszałem o tym maratonie, znalazłem stronę internetową, zapisałem się, zostałem zakwalifikowany, namówiłem kolegę. Też się zakwalifikował i jedziemy. Zacząłem szukać osób, które już tam były, żeby mi powiedziały z czym to się je. Rozmawiałem z Hanią Sypniewską i Robertem Sadowskim. Powiedzieli, że to przygoda życia. Nie było się co zastanawiać.
Konsultował pan start z Robertem Sadowskim. Czego się dowiedział?
Przede wszystkim, że warto jechać, że można spodziewać się diametralnie różnych warunków, że pogoda zmienna, że trzeba obawiać się wiatru, choć dla mnie to akurat dodatkowy bodziec.
Jak z nim rozmawiałem narzekał na gogle, buty, mówił, że poschodziły mu paznokcie. Jest pan na to przygotowany?
Tak, oczywiście. Miałem i odmrożenia, przede wszystkim nóg. Tego się nie obawiam. Jestem przygotowany.
Skąd u pana takie ciągoty w kierunku ekstremalnych wyzwań?
Ciężo to nazwać ekstremalnymi wyzwaniami, bo prawdziwi ekstremaliści by się w tym przypadku uśmiali. Ale lubię adrenalinę, ryzyko, przestrzeń i walka. Walka z samym sobą, to jest coś co od najmłodszych lat mi towarzyszy. To jest to.
Próba charakteru - tego pan poszukuje w takich przedsięwzięciach?
Szukam czegoś mogę sam siebie sprawdzić, nie - być sprawdzanym przez inne osoby.
Kiedy zaczął pan biegać i jak zaczął stopniowo rozwijać to zainteresowanie?
Zacząłem późno - pięć lat temu. Wcześniej ostro chodziłem po górach, wspinałem się, od 2006 roku mocno jeździłem w MTB, byłem w półprofesjonalnym teamie, mieliśmy jakieś sukcesy drużynowo. Wtedy miałem własną firmę i dużo łatwiej mogłem sobie zagospodarować czas, żeby jeździć na zawody czy na chodzenie po górach. W czasach kryzysu moja firma musiała się zwinąć. Wróciłem na morze - mam wykształcenie mechanika okrętowego. Po dwóch latach pięcia się w drabince oficerskiej znalazłem się na jachcie i tam zacząłem biegać. Wciągnął mnie ten biegowy zew przygody. Tak jak start na Bajkale. Takie starty dają też usprawiedliwienie, że muszę gdzieś pojechać tak jak teraz na Syberię. To bardzo wygodne.
A bieganie po asfalcie?
Jeśli jest to zupełnie nowe miejsce, jest fajna ekipa i jest to związane z wyjazdem z rodziną. Tak, wtedy sobie pobiegnę. Dwa lata temu zrobiłem tak w Barcelonie, pojechaliśmy w trzy rodziny, dwie osoby wystartowały w maratonie. To miły dodatek. Ale taka sytuacja, że ktoś jedzie na drugi koniec Polski, startuje w maratonie i wraca, to nie jest moja bajka. Góry, ultramaratony górskie - to mnie bawi, rzeczy jak teraz ten Bajkał. Musi być coś nowego coś ekstra. Dlatego potem może będą jakieś piaski, dżungle.
Co to znaczy być biegaczem ekstremalnym?
Fakt, że startuję w Baikal Ice Marathon i ukończyłem Trans Gran Canaria na poziomie advanced nie znaczy, że jestem ultramaratończykiem i biegaczem ekstremalnym. Robię to co mi przynosi radość, satysfakcję i poczucie wolności. Dalej chodzę po górach. Dwa lata temu z przyjaciółmi zdobyliśmy Kazbek w Kaukazie. Z jednym z nich pobiegnę po Bajkale. Są fajne trasy, fajni ludzie, to mi wystarcza.