Marathon Amsterdam Ambasadora. „Nogi miały jeszcze siły”
Opublikowane w wt., 22/12/2015 - 15:20
Oblężenie!
Wstaliśmy o 6:00 rano. Śniadanie i wymeldowanie z hotelu. Jedziemy do Amsterdamu. Kiedy docieramy na miejscu widzimy, że miasto jest wręcz oblężone przez biegaczy! Ludzie parkowali gdzie się dało, nawet na trawnikach. Udaliśmy się pod Olympisch Stadion.
Oddanie rzeczy do depozytu, życzenia udanego biegu i wejście na stadion, gdzie odbywa się start. Czas 3:39:00 dawał mi start z pierwszego sektora – tu trzeba było mieć poniżej 2:40:00. Moi koledzy Piotr Majcher i Piotr Szopa startowali z 2 sektora - powyżej 2:40:00.
Kiedy byłem już przygotowany do startu popatrzyłem na rękę - „PRZYPOMNIJ SOBIE, GDZIE BYŁEŚ 3 LATAT TEMU JAK ZACZYNAŁEŚ, A GDZIE JESTEŚ TERAZ”. I drugi tekst - „ZESRAJ SIĘ, A NIE DAJ SIĘ”. Przede mną stała światowa czołówka maratończyków, walczących o minimum olimpijskie. Były emocje, a stres zamieniał się na waleczność. Pozostało mi się przeżegnać.
Wystartowaliśmy
Trener Tomasz Brachman rozpisał mi taktykę na odcinki 5-kilometrowe. Czasy, w jakich powinienem się znaleźć na danym pomiarze czasu.
Na początku zamieszanie - każdy się chciał rwać do przodu. Na 8. km biegliśmy przez Pałac Królewski (Koninklijk Paleis). Długi odcinek wzdłuż rzeki, dobrych ładnych pare kilometrów. Z trasy za wiele nie pamiętam, nie było czasu na oglądanie. U mnie cały maraton polegał na myśleniu o trzymaniu pulsu i odpowiedniej prędkości, by nie spalić maratonu już na początku. „Im wolniej zaczniesz tym szybciej skończysz” - powtarzałem.
Rozpisany czas na 35. kilometrze – 2:09:20. Miałem 2:09:31.
Na znaczniku wziąłem trzeci żel, po czym... płuca zaczęły odmawiać współpracy. Nagle oddech stał się bardzo krótki i bardzo intensywny. Uczucie było takie, jak by mnie ktoś dusił i nie mogłem nabrać powietrza. Nie wiedziałem co się dzieje, ale walczyłem do końca. Pierwszy raz maiłem kłopot z oddychaniem. Nawet postanowiłem wyrzucić kolejny żel, bo nie do końca zjadłem poprzedni. A miałem wziąć jeszcze jeden, by włączyć „maksa” na ostatnich 2,2 km.
Na 41. kilometrze wspierała nas Beta Majcher, która w tym roku przebiegła w Anglii 100 km. I setki tysięcy innych kibiców, na całej trasie.
Bardzo szkoda mi tego maratonu. Zwłaszcza końcówki, bo była moc w nogach. Ale im bardziej próbowałem się zaprzeć, ciśnienie w głowie rosło i coraz mocniej doskwierał mi ból.
„Maksa” nie będzie
Kiedy wbiegałem na Olympisch Stadion i na bieżnię, zbierało mi się na wymioty. Po pierwsze – chciałem już stanąć i spokojnie opróżnić żołądek. Ale przecież to było 175 metrów przed metą – i jak tu stanąć. Pomyślałem, że nie włączę „maksa”, ala spokojnie dobiegnę do celu i może nie zwymiotuje. Potem żałowałem tej decyzji. Zwymiotowałem 100 metrów przed metą. Na mecie. I za metą jeszcze 2 razy...
Jak się później okazało, było to powodem zbyt dużej ilości wody na trasie i zmieszania jej z żelami. Kawas żołądkowy. Na mecie czekałem na Przyjaciela Piotra Majchera wybiegał 2:54:06.
Pogoda nie dopisała, jak dla mnie. Wolę cieplejsze warunki. Tu padał delikatny deszcz. Bolała mnie pachwina, ale co tam. Gdy usiadłem z Piotrkiem i zdjąłem buty, niedowiedzalem oczom. Plama krwi na skarpetce. Nic nie czułem w trakcie biegu...
Piotr Szopa ukończył maraton z wynikiem 3:16:57. Beata Majcher przybiegła do nas, do całej trójki, by żłożyć gratulacje. Potem udaliśmy się do szatni, na kąpiel. Nogi były zmęczone, ale miały siły biec dalej...
Maratończycy ciągle przybywali na linie mety. Imprezę ukończyło w sumie 12 338 osób.
Ostatecznie WYBIEGAŁEM 2:37:19, co dało mi 71. miejsce w OPEN. Zostałem też pierwszym Polakiem. A Polska obsada była bardzo silna – aż 18 osób złamało 3 godziny! Zaraz za mną uplasował się Piotr Ślęzak z wynikiem 2:38:50.
Po wszystkim można było spokojnie nabrać oddechu. Udaliśmy się na zakupy by kupić pamiątki dla bliskich. Ok. godziny 16:00 udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Jechaliśmy całą noc i opowiadaliśmy swoje wrażenia z biegu…
Oficjalne wyniki z TCS Maratonu Amsterdam 2015: TUTAJ
Paweł Góralczyk, Ambasador Festiwalu Biegów