Maraton z ostatniego miejsca. „Lepiej wystartować i dobiec na końcu, niż nigdy nie podjąć wyzwania”
Opublikowane w pon., 02/06/2014 - 09:28
Dwa razy dłużej niż zwycięzcy, godziny po maratońskich średniakach. Ich tempo nie jest szybsze od marszu. Razem z nimi zwija się dywan maratońskiej infrastruktury, a czasem też sami są zwijani przez sędziów. Jak wygląda maraton z perspektywy ostatniego zawodnika?
– Ta pani to dla mnie bohaterka – wskazuje pani w średnim wieku, która od 9:00 rano kibicuje maratończykom na Moście Dębnickim podczas 13. Cracovia Maraton. Takich jak ta pani nie ma wiele – kibice gęstym tłumem obsadzili trasę mniej więcej do południa. Później trasa powoli pustoszała. Audytorium ostatnich zawodniczek i zawodników jest więc znikome i w większości są to wolontariusze pakujący punkty żywnościowe i oznaczenia trasy. Niektórzy biją brawa. Przeważają zdumieni, że można. 6h na trasie i można.
Pani, na którą wskazywała kibicka, to Barbara Gil, doskonale znana w środowisku biegaczy Sierpczanka. Na Cracovia Maraton biegnie z koszulką-licznikiem: to jej 341 maraton. Raz po raz jest wyprzedzana przez samochód sędziego i policjant na motorze - to oni są "mobilnym" wyznacznikiem sześciogodzinnego limitu. Ale pani Barbara nie jest z tych, którzy zwiesiliby ręce i zdjęli numerek startowy. Nie. Zaciska zęby i dogania za każdym razem sędziów. Skądinąd niezwykle życzliwych – Pani Basiu, brawo! Cieszę się, że znowu mam przyjemność za Panią jechać – pozdrawiają z samochodu.
– Nie zawsze tak jednak jest – opowiada Gil, dodając, że często sędziowie od razu zdejmują zawodników z trasy. – Na wielu polskich maratonach limit czasowy redukowany jest z 6h30min do 6h. To uderza w Nas, zawodniczki i zawodników z samego końca.
Barbara Gil dobiega do mety Cracovia Maraton w 6h24min. Odbiera medal, jest w wynikach. To jej 341 zwycięstwo. Już snuje plany na kolejne maratony.
Wielu jej towarzyszom biegu jednak się nie udaje. Biegnąc w ogonie wielkiego maratońskie zwycięstwa widzi się często rzeczy, których lepiej na trasach maratońskich nigdy nie doświadczać. Opustoszałe ulice, zwinięte punkty odżywcze, niecierpliwość organizatorów, którzy muszą jak najprędzej otworzyć miasto dla ruchu.