Marek Grund: Tam gdzie historia pisana jest nogami
Opublikowane w wt., 31/03/2015 - 22:58
W biurze zawodów zameldowaliśmy się około 9 czyli na 2 godziny przed startem – wspomina swój wyjazd na Półmaraton Dookoła Jeziora Żywieckiego Marek Grund, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.
Weryfikacja uczestników imprezy przebiegała bardzo sprawnie, choć na miejscu było już dosyć tłoczno. Pogoda nie napajała optymizmem, było zimno i dość wietrznie. Na szczęście humor poprawił piękny ręcznik, który znalazłem w pakiecie startowym. To miła odmiana dla biegaczy, którzy dostają praktycznie same koszulki zapisując się na zawody.
Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc powłóczyliśmy się trochę po żywieckim rynku, spotykając kilku znajomych. Po powrocie szybko się przebraliśmy i ruszyliśmy na rozgrzewkę. Trwała ona zaledwie 3 minuty, gdyż wiatr tak się nasilił, że musieliśmy wrócilć po kurtki do samochodu. Dopiero tak ubrani mogliśmy dokończyć przedstartowy rozruch.
Kiedy zmierzaliśmy na miejsce skąd miał ruszyć półmaraton, nagle za chmur wyszło słonko. Potraktowałem to jako dobrą wróżbę przed zbliżającym się biegiem. Idąc w kierunku startu byłem pod olbrzymim wrażeniem ilości ludzi, którzy przyjechali do Żywca. Musiałem się nieźle nagimnastykować, by się przebić w okolice 10 linii.
Nie było sensu pchać się dalej, nie miałem bowiem w planach bardzo mocnego startu. Jeszcze ostanie słowa organizatora i rozpoczęło się odliczanie. 3,2,1… i poszły konie po betonie.
Starałem się utrzymywać równe tempo. Niestety od samego początku biegu humor zepsuło mi paru pseudo biegaczy, którzy oszukując (przede wszystkim samych siebie) ścinali zakręty, biegnąc po chodniku i trawniku. Na moje uwagi odpowiedzieli agresją. Cóż, takie mamy społeczeństwo.
Postanowiłem sobie jednak, że kilku oszustów nie zepsuje mi radości z uczestnictwa w żywieckim półmaratonie. Zawody trwały, wiec trzeba było robić swoje. Włączyłem więc swój uśmiech i pobiegłem dalej.
Pogoda cały czas była chimeryczna, słońce na przemian przekrzykiwało się z wiatrem. - Dobrze zrobiłem zabierając długi rękaw i dodatkowa chustę – powtarzałem sobie w duchu. W końcu dobiegłem do pierwszego punku odżywczego. Łapię kubek z izotonikiem i jednym tchem wypijam cała zawartość. Mam ochotę na więcej, ale punkt z wodą zostaje już za mną.
Teraz zaczyna się jeden z najpiękniejszych fragmentów trasy. Biegniemy po zaporze Jeziora Żywieckiego, na której mijamy jak zawsze rzesze kibiców.
A tymczasem wiatr znów zaczyna mocno zawiewać w twarz. Jest to o tyle uciążliwe, że trasa ponownie prowadzi pod górę. Trzeba jednak zacisnąć zęby, zaprzeć się i nie zwalniać tempa.
Dobiegam do drugiego punktu odżywczego, bogatszy o doświadczenie z przeszłości. Zatrzymuję się i od razu łapię dwa kubki z woda. Jeden z nich wylewam na twarz co doskonale mnie schładza. To daje mi pozytywnego kopa. Mogę trochę przyspieszyć. Wiem jednak, że konieczna jest rozwaga. Przede mną jeszcze dwukilometrowy podbieg, który na pewno wyciągnie ze mnie resztki sił.
Górka pokazała się szybciej niż przypuszczałem, ale co tam, uśmiechnięty podbiegam do samego końca wydając z siebie kilka delikatnych okrzyków. Na szczycie ponoszą mnie już emocje i przyspieszam.
To jest ta chwila za którą kochamy bieganie. Prawdziwa EUFORIA. Ostatnie kilometry zbiegam i czuję jakbym unosił się w powietrzu. Taaaaak, to jest ten moment.
Wykrzesuję z siebie resztę sił, aby wyprzedzić jeszcze parę osób i widzę już rynek. Tam jest upragniona meta. Tłum ludzi krzyczy tak głośno, że nie słyszę już nawet muzyki w słuchawkach. Ostanie 200, 100 metrów i jest! Mijam linię mety! Teraz tylko gratulacje, woda, medal i parę szerokich uśmiechów.
Kolejny ważny rozdział sportowy został zapisany w moich nogach i na kartach biegowej historii.
Marek Grund, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój
Czas 1:36:41
Miejsce 335
M20 - 74