Mateusz Baran 4. w „dyszce” Reykjavik Marathon! "Bardzo udana wycieczka"
Opublikowane w wt., 26/08/2014 - 14:12
W sobotę 23 sierpnia miał miejsce szczególny dla mnie bieg. Pierwszy raz wystartowałem za granicą. Bieg, mimo iż miał tylko 10 kilometrów, był dla mnie pouczającym doświadczeniem.
Swój start na Islandii podsumowuje Mateusz Baran ze Stowarzyszenia Warszawiaky Athletics Club, bloger Festiwalu Biegów.
Na lotnisku w Keflavicu, miasteczku mieszczącym się kilkadziesiąt kilometrów na zachód o Reykjaviku, wylądowałem w czwartek, dwa dni przed biegiem. Godzinna droga autokarem uświadomiła mnie jak niesamowitą wyspą jest Islandia. Większą część trasy stanowiła skalna pustynia z wylanym asfaltem pośrodku. Wokoło same skały i mech, praktycznie zero drzew. Co kilkaset metrów pojawiały się nowe wzniesienia. Droga wiodła bardzo blisko wybrzeża dlatego cały czas widać było wodę i łodzie pływające przy brzegu.
Na 24 godziny przed biegiem, po godzinie 9 wyszedłem na 6-kilometrowy rozruch wokół wybrzeża. Świeciło piękne słońce, jednak temperatura nie przekraczała 12 stopni. Tego dnia poszedłem też zwiedzić miasto. Dotarłem do skrzyżowania, przy którym miał odbyć się start biegu. Po południu już tylko odpoczywałem i zbierałem siły.
W sobotę o godzinie 8 polskiego czasu, a godz. 6 czasu islandzkiego, wstałem z łóżka i zjadłem śniadanie. Start biegu znajdował się lekko ponad kilometr od mojego hostelu, więc na około 40 minut przed wyścigiem wyszedłem z pokoju. Truchtem dotarłem do ogromnego tłumu ludzi. Zrobiłem jeszcze 3 przebieżki i o godzinie 9:35 starter dał sygnał do rozpoczęcia zmagań.
Od samego początku plasowałem się na 6. miejscu. Gorzej już nie było. Ale było trudniej – już na pierwszym kilometrze był dość stromy, ale za to krótki podbieg. Włączyłem „lapa” przy znaczniku i zegarek wskazał 3:20.
Na kolejnych dwóch kilometrach udało mi się wyprzedzić jednego z rywali. Niestety dla mnie przewaga liderów rosła bardzo systematycznie.
Do półmetka dobiegłem z czasem 16:43. Nie czułem jednak, aby było to wolne tempo, bo do tego miejsca trasa liczyła już 3 rożne podbiegi. Jeden z nich miał był długość 250 metrów i nachylenie nie mniejsze niż ten na warszawskiej Agrykoli.
Na szóstym kilometrze udało mi się wyprzedzić kolejnego zawodnika. Do trzeciego w stawce traciłem na tym etapie około 30 sekund, dlatego wiedziałem, że walka o podium nie będzie łatwa. Miedzy 8. a 9. kilometrem miały miejsce kolejne dwa już krótsze podbiegi, jednak dały się one mocno we znaki.
Do mety dobiegłem z czasem 33:26, czyli obie „piątki” pokonałem w takim samym czasie. Byłem zadowolony z wyniku – do trzeciego miejsca straciłem 40 sekund, więc nie było mowy o czymś więcej.
Meta mojego biegu była również metą półmaratonu i maratonu. Na najdłuższym dystansie znakomite drugie miejsce zajął Wojciech Kopeć, któremu z tego miejsca serdecznie gratuluję!
Biegi w Polsce a na Islandii
Przygotowanie trasy i biegu nie różniło się niczym specjalnym od imprez, w których brałem już udział. Czasowo wszystko się zgadzało, nie było opóźnień ani nieplanowanych zdarzeń. Właściwie na całej trasie stali kibice, w mniejszych bądź większych grupach, ale jednak przez cały czas rywalizacji. Wszyscy wiwatowali i krzyczeli.
Dzień przed wyścigiem w hali sportowej miało miejsce EXPO, na którym wiele znanych jak i nieznanych mi firm prezentowało swoje produkty. Moją uwagę przykuły stoiska z zabezpieczeniami dla biegaczy, takimi jak stabilizatory i plastry do tapingu – było ich naprawdę sporo.
Niezapomniana wycieczka
Islandia jako kraj jest bardzo piękna. Dużym atutem i pomocą dla ludzi jest łatwy dostęp do internetu. Każdy ze sklepów ma swoje własne podłączenie, do którego hasło można znaleźć najczęściej na drzwiach lokalu lub wywieszone jest na ścianie zaraz obok wejścia. Do tego sygnał jest na tyle mocny, że stojąc na ulicy można spokojnie surfować.
Ceny na Islandii są około 2.5 raza wyższe niż w Polsce, jednak nie jest to nic nadzwyczajnego. Kraj jest bogaty i zarobki również są duże.
Cały wyjazd zapamiętam do końca życia. Tak bardzo udanej wycieczki jeszcze nie doświadczyłem. Polecam!
A już w niedzielę 31 sierpnia zapraszam wszystkich chętnych do walki z 80 minutami na pierwszym Półmaratonie Praskim. Szukajcie zielonej koszulki z balonikiem!
Mateusz Baran ze Stowarzyszenia Warszawiaky Athletics Club
fot. mat. pras.