Pomaganie przez bieganie. Bieg po Zdrój w Jaworzu Ambasadorki
Opublikowane w wt., 15/01/2019 - 08:55
Zima w górach ma swój niepowtarzalny klimat. Skrzący śnieg, drzewa tonące pod naporem puchu i ta bezkresna biel. Uwielbiam biegać w górach o każdej porze roku, ale biegi zimą sprawiają, że każdy trening ma dodatkowy wymiar. Na pierwszy start w tym roku wybrałam 1. Bieg po Zdrój w Jaworzu, który odbył się w niedzielę 13 stycznia.
Była to pierwsza edycja zimowa biegu, który odbywa się od 2015 roku i cieszy się sporym zainteresowaniem pasjonatów biegania po górach. Organizatorzy postanowili zaprosić biegaczy na jego zimową odsłonę po nieco zmodyfikowanej trasie.
Słysząc już wcześniej o dobrej robocie organizatorów, nie namyślałam się długo i postanowiłam wystartować. Dodatkowym argumentem było to, że bieg odbywa się na dwa tygodnie przed Zawieruchą w Szczyrku, w której również biorę udział. A ja muszę startować w biegach górskich, bo w połowie czerwca mam Diablaka – to taki Ironman tyle, że po górach (3,8 km pływania, 180 km kolarstwa – Zameczek, Ochodzita, Salmopol itp.) i 45 km biegu na Babią Górę.
Na zawody jechałam trochę zmęczona i niepewna swoich sił. W dodatku pogoda w tym dniu nie zachęcała do biegania. Jaworze przywitało nas deszczem i wiatrem. Organizatorzy już na kilka dni przed zawodami przestrzegali przed bardzo trudnymi warunkami na trasie. Pisali o tym, że będzie bolało i że tego biegu z pewnością nie zapomnimy. Intensywne opady śniegu sprawiły, że część trasy zasypało zupełnie, i dzień przed zawodami podjęto decyzję o skróceniu trasy z 21 do 18 kilometrów.
A jak było?
Wprost cudownie, choć początek nie zapowiadał się ciekawie. Błoto pośniegowe, asfalt, wiatr i deszcz – pierwszy odcinek nie przypominał folderów reklamujących bieganie w górach. Wprost przeciwnie. Później też nie było lepiej, bo mokry śnieg skutecznie utrudniał wyprzedzanie i sporą część trasy biegacze pokonywali gęsiego. Czym jednak wyżej, tym było lepiej.
W końcu zima pokazała swoje najpiękniejsze oblicze. Wszechogarniająca biel, i góry pokryte kołdrą białego puchu wynagradzały trudy podbiegów. Dobrze oznaczona trasa i wolontariusze w newralgicznych miejscach nie pozwały się zgubić, a trzy miejsca z napojami i przekąskami pozwalały naładować wyczerpane baterie. Już dawno nie byłam na biegu, na którym tak bardzo nie troszczono by się o moje zdrowie i samopoczucie. W dodatku otrzymałam pokaźną fotorelację przygotowaną przez dwóch profesjonalnych fotografów, którzy postarali się o to, by każdy znalazł się na zdjęciu i miał pamiątkę po tym biegu.
Trasa okazała się łatwiejsza niż się spodziewałam, a warunki lepsze niż wskazywały na to pierwsze doniesienia. Owszem były takie miejsca, gdzie śniegu było po kolana, ale były też miejsca z twardym, szybkim śniegiem. Były też dzikie manewry wokół ludzi spacerujących z sankami, ale w większości trasa nie sprawiała jakiś większych trudności. Wszyscy, z którymi rozmawiałam, i nie byli to zawodowcy potwierdzili, że biegło się super.
Mnie się też biegło super. Z czasem 1:53:57 udało mi się zająć 4 miejsce open wśród kobiet.
Biuro zawodów i ceremonia ogłoszenia wyników odbyła się w nowej hali sportowej, gdzie czekał na nas posiłek i koncert zespołu muzycznego na żywo. Warto podkreślić, że 20 proc. wpisowego organizatorzy przekazali na rzecz WOŚP.
Z biegowymi pozdrowieniami
Sabina Bartecka, Ambasadorka Festiwalu Biegów